środa, 22 lipca 2020

Rozdział 21

            Draco wrócił do swojego dormitorium. W lustrzanym odbiciu dostrzegł swoją twarz spowitą tajemniczym grymasem zadowolenia. Rozgniewane ogniki w oczach szatynki, które widział jeszcze przed momentem, niewymownie go bawiły. Jego podstęp był iście ślizgoński i w duchu gratulował sobie tego pomysłu. Jeszcze przez chwilę patrzył zamyślony w zwierciadło, a później szybkim krokiem podszedł do szafki nocnej. Spod kilku książek wyciągnął fotografię, którą na wszelki wypadek schował, gdyby znowu gdzieś ją zapodział. Szepnął w kierunku zdjęcia, a ono odmieniło się zupełnie ukazując tak znany mu widok. Wszystko było w normie. Odetchnął. Wciąż miał czas, choć wiedział, że kurczy się on z dnia na dzień, z godziny na godzinę, a samotna praca nie posuwała się w znaczącym tempie. Pozwolił sobie na chwilę słabości, wyobrażając sobie jak wraz z Blaisem i Granger wertują kolejne tomiska, by w końcu dokonać niebywałego odkrycia. W trójkę mieliby zdecydowanie większą szansę. Nie-Święta Trójca, zakpił w myślach, ale myśl pozostała, kłębiąc się gdzieś z tyłu głowy.

            Na swój wyjątkowy sposób, zupełnie pokręcony i naganny, Hermionie imponował spryt Malfoya. Niekoniecznie chciała być ofiarą tej wyrafinowanej gry, ale nie mogła odmówić mu bystrości. Niewątpliwie zawsze uważała go za całkiem nieźle wykształconego czarodzieja, szczególnie w późniejszych latach, ale nie pozwalała sobie o tym myśleć, wszak był jej głównym wrogiem, zaraz obok Voldemorta. Co prawda szkolnym i zdecydowanie mniej niebezpiecznym, ale młodzieńcza niechęć nie zna ograniczeń. Tymczasem oboje byli dorośli, a los plótł im figle. Od początku roku wydarzyło się tak wiele nieprawdopodobnych sytuacji, które połączyło tych dwojga, tyle zbiegów okoliczności i trudnej do zdefiniowania chemii, o zgrozo, że nawet najmądrzejsza czarownica swojego pokolenia miewała mętlik w głowie. Była zbyt dobrą i empatyczną osobą, by po wszystkich przeżyciach i rewelacjach związanych ze Ślizgonem, po prostu pozwolić mu znowu wpaść w tarapaty, a jednak gryzło ją przekonanie, że nie skończy się to dla niej dobrze. Kilka miesięcy dzieliło ich wszystkich od zakończenia roku. Ostatniego, wyśnionego roku w równie wymarzonej szkole jaką przecież był Hogwart. Ambitna Gryfonka chciała zakończyć swoją magiczną edukację z wybitnymi rezultatami, w czym coraz bardziej przeszkadzała jej osoba Dracona. Obcy obserwator nie zauważyłby różnicy, bowiem Hermiona nadal przesiadywała w bibliotece, nadal pisała niekończące się eseje i odpowiedzialnie podchodziła do obowiązków prefekta, a jednak te drobne szczegóły zaczęły być coraz bardziej dostrzegane przez jej najbliższe otoczenie. Ginny, która po rozmowie w pociągu z przyjaciółką była wtajemniczona w całą sprawę ostatnich miesięcy, patrzyła na przyjaciółkę spod zaciekawionych oczu i ze słabym uśmiechem. Ron, który nadal nie potrafił postawić swoich uczuć na jedną kartę i otworzyć się przed Gryfonką, dostrzegał jakby z dnia na dzień stawiała się coraz bardziej niedostępna, jakby coraz bardziej mu umykała. Jego rude włosy stawały się coraz bardziej ogniste, gdy tylko Hermiona kierowała swój wzrok ku stołowi Ślizgonów. Co prawda, nie mógł wiedzieć, że jego przyjaciółka poszukuje blond czupryny ich arcywroga, a jednak podskórnie czuł, że z każdym spojrzeniem w tamtym kierunku, jego przyjaciółka oddalała się od niego. Harry, który nabrał zdrowego zdystansowania i obserwował Granger ze spokojnym zaintrygowaniem, nie próbował więcej ingerować w sprawy szatynki. Nocna rozmowa w Norze sprzed kilku tygodni wystarczyła, by zrozumiał, że dla pewnych tematów Hermiona potrzebuje czasu, a jemu pozostało tylko czekać. Tamtego poranka, gdy wspólnie jedli śniadanie w wielkiej sali, nie mógł przypuszczać, że wyjaśnienie przyjdzie tak gwałtownie i nieoczekiwanie. A wszystko zaczęło się od śnieżnobiałej sowy, która rzuciła kredowobiałą kopertę wprost do filiżanki Hermiony.

– Cholera! – krzyknęła dziewczyna, gwałtownie wyjmując zachlapany list z naczynia.

– Z dwojga złego, chyba lepiej, że wylądowała w kawie niż w twoich porzeczkowych tostach – przyznała żartobliwie Ginny.

– Nic mi nie mów – przyznała cicho szatynka z zaintrygowaniem patrząc na kopertę.

Hermiona. Jej imię zapisane pochyłym pismem, którego nie rozpoznawała mogło zwiastować tylko jedno – Ślizgonów. Szybkim haustem dopiła nieszczęsną kawę i pożegnała się z przyjaciółmi. Odprowadzili ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła za rogiem. Żadne z nich nie skomentowało listu ani tajemniczości przyjaciółki. Harry dokończył prędko śniadanie i nie przerywając rozmowy swoim towarzyszom, pośpiesznie pocałował ukochaną w czoło i udał się za szatynką. Nie musiał szukać jej daleko. Usiadła na schodach prowadzących na kolejne piętro, na tyle osłoniętych, że tylko osoba, która chciała ją znaleźć mogłaby ją zauważyć. Usiadł cicho obok niej, a Hermiona nie podniosła wzroku. Doskonale wiedziała, że to Potter.

– Pewnie chcesz wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi – zaczęła cicho dziewczyna, wskazując na list ze słaby westchnieniem.

– Nie nalegam, ale kiedyś mówiliśmy sobie wszystko i żadne z nas na tym nie ucierpiało – przyznał spokojnie.

Delikatny uśmiech wypłynął na wargi szatynki. Niewątpliwie miał rację. Nawet jeżeli pokłócili się z Ronem, Harry i Hermiona zawsze byli sobie bliscy. Nie było w ich relacji gwałtownych sprzeczek, wybuchów temperamentu i paskudnych słów. Oboje byli wyważeni i zbyt wyrozumiali dla siebie nawzajem.

– Obawiam się, że nie spodoba ci się to, co usłyszysz, ale proszę, pozwól mi opowiedzieć do końca i nic nie mów Ronowi – poprosiła i zanim zdążył coś powiedzieć, dodała – Ginny wie.

Skinął bezgłośnie i utkwił w niej swoje łagodne oczy. Oczy Lily Potter, której Hermiona nigdy nie poznała, a która była jej bliska niczym krewna.

– To list od Blaise’a – zaczęła beznamiętnie, jakby to co miała teraz wyjawić wcale nie miało na nią takiego wpływu, jaki w rzeczywistości miało. – Mamy trochę kłopotów z Malfoyem – dodała, lekko się uśmiechając na słowo mamy.

Hermiona najlepiej jak umiała próbowała wyjaśnić wszystko to, co działo się od początku roku między nią a Ślizgonem – zdjęcie, Narcyzę Malfoy, atak, walkę i wypadek jej syna, a także chęć zimnej zemsty, której chce dokonać Draco. Nie było łatwo przyznać się jej do tego, że tak długo ukrywała to wszystko przed swoim najlepszym przyjacielem, ale gdy zaczęła opowiadać, kolejne słowa wypływały z niej jak rzeka, która przebiła tamę. Poczuła lekkość i ulgę, że może podzielić się swoimi bolączkami i problemami. Zapomniała jakie to pomocne i ważne. A Harry słuchał cierpliwie, choć zaciśnięte wąsko usta wskazywały, że niełatwo mu przychodził spokój. Zagmatwanie historii i losów jej przyjaciółki z dwójką Ślizgonów go niepokoiło, a jednocześnie zastanawiał się dlaczego niechęć do Malfoya nadal się w nim utrzymuje, choć wojna oczyściła karty każdego z nich. On nie był Wybrańcem, Ślizgon nie był Śmierciożercą.

– Masz rację, na razie nie mówmy Ronowi – powiedział niechętnie, gdy Hermiona skończyła opowieść.

Posłała mu pełne zgody spojrzenie, choć wyjawiwszy prawdę Harry’emu i Ginny, czuła się nie fair w stosunku do Ronalda. Z drugiej strony wiedziała, że nie zareaguje na to spokojnie i będzie posądzał Malfoya o najgorsze możliwe klątwy, w tym rzucenie Imperiusa na Hermionę. Tak było lepiej i musiała to przyznać. Nie był to najlepszy czas na wyjawienie takich rewelacji. Szczerze wątpiła, że kiedykolwiek nastąpi dobry moment na przyznanie się do ,,znajomości’’ z synem Śmierciożercy.

Mimo wszystko rozmowa z Harrym przyniosła ulgę Hermionie. Jej przyjaciel jeszcze przez wiele następnych dni obracał najnowsze fakty w głowie, ale ostatecznie dziewczyna mogła liczyć na wsparcie i wyrozumiałość. Wymykanie się na krótkie pogawędki z Blaisem czy na poszukiwania Malfoya, stawały się prostsze i Hermionie przestały towarzyszyć wyrzuty sumienia. Reakcja Harry’ego i Ginny na ciągłe ,,zapracowanie’’ przyjaciółki były na tyle wiarygodne, że nie wzbudziły niepewności Rona, gdy po raz kolejny prefekt naczelna zniknęła za portretem Grubej Damy.

            Tego wieczoru, kilka dni po pamiętnej teleportacji z Draco, Hermiona przemierzała korytarze szkoły. W kieszeni nadal trzymała krótki list od Blaise’a, który ostrzegał, że Malfoy znowu kombinuje przy dziale ksiąg zakazanych. Co prawda, w natłoku własnych spraw, nie miała czasu dopaść Ślizgona i postraszyć go konsekwencjami, mimo to stawała się bardziej czujna niż zazwyczaj. Teraz gdy patrolowała Hogwart, jej myśli mimowolnie kierowały się w kierunku Draco. Aura zamku była podobna do tej na zewnątrz, mglista, tajemnicza i aż nazbyt chłodna, choć przecież tak dbano o ogrzewanie szkoły. Przez ogromne okna zamku widać było gwiaździste niebo i dziewczyna z westchnieniem odwróciła wzrok od tego hipnotyzującego widoku. W duszy pragnęła, by zimowy mróz ustąpił ciepłu wiosny. Coś niepokojącego czaiło się w przeszywającym zimnie zamku i jego okolic. Krwawy Baron przeleciał obok niej, powodując nieprzyjemne dreszcze. Nieco rozdrażniona tą mimowolną reakcją organizmu, odrzuciła  do tyłu kosmyk włosów. Do końca patrolu miała nieodparte wrażenie, że kłopoty wiszą w powietrzu.

            Draco pochylał się nad doniczką, gdy Hermiona wraz z Harrym i Ronem weszli do cieplarni nr 3. Oboje rozbawieni i w dobrych humorach zajęli koniec długiego stołu. Dziewczyna spojrzała ukradkiem na znajdującego się po skosie blondyna. Przez chwilę ich spojrzenia się spotkały, jednak szatynka szybko zerwała kontakt, zwracając się do przyjaciół z wyjaśnieniem jakiegoś zagadnienia. Kątem oka zauważyła jak Malfoy wita się ze swoim przyjacielem i szeptem o czymś dyskutują. Gdy dziewczyna zwróciła się w ich stronę, oboje byli wściekli. Wraz z zakończeniem zajęć poderwali się z miejsca i wyszli, nie zważając na wołającą za nimi profesor Sprout.

            Hermiona niezbyt zadowolona z obrotu sprawy i sytuacji, w której się znalazła, próbowała podążyć za nimi tak, by nikt tego nie zauważył. Uwagę Rona przyciągnęła po pierwszym gwałtownym kroku w kierunku wyjścia.

– Gdzie się tak śpieszysz? Przecież kolejne zajęcia są za godzinę, na pewno ci nie uciekną – powiedział żartobliwie, choć w jego głosie można było wyczuć nutkę podejrzliwości.

Wzrok chłopaka spoczął na oczach przyjaciółki, w których dojrzał jakąś zawziętość i surowość, jakby traciła grunt pod nogami, ale usilnie nie chciała tego przyznać.

– Godzina dla biblioteki! – krzyknęła z entuzjazmem, wymijając przyjaciół i nie myśląc o tym, jak nieprawdziwie zabrzmiał jej głos.

Straciła kilkadziesiąt sekund, jednak dwoje młodych mężczyzn majaczyło przed nią w gronie pozostałych uczniów. Szli szybko, ponaglani czymś, co musiało się wydarzyć niedawno, bo zanim do cieplarni wszedł Blaise, wyraz twarzy Malfoya był obojętny. Hermiona zaczęła biec, choć dla zachowania pozorów, nie zrównała kroku ze Ślizgonami. Pozwoliła sobie na to dopiero, gdy całą trójką znajdowali się sami na jednym z mniej uczęszczanych szkolnych korytarzy.

– Jak długo zamierzałaś nas śledzić, Granger? – spytał Blaise, siląc się na żarty.

– Daruj sobie, Zabini – syknęła cicho. – Co takiego wykurzyło was tak prędko z zielarstwa? – spytała szybko.

– A jak myślisz? – zadrwił Malfoy, przyciągając ją w swoją stronę.

Chwilę później dwóch czarodziejów i czarownica, znajdowali się w dormitorium Ślizgona.

– Na Merlina, czy mógłbyś chociaż ostrzegać zanim będziesz nas teleportował? – spytała wściekła, odsuwając się od blondyna.

Blaise próbował ukryć rozbawione spojrzenie, ale nic nie powiedział. Malfoy posłał jej zimne spojrzenie, ale powstrzymał się od jadowitego komentarza. Nie to było teraz istotne, a Gryfonce będzie mógł dopiec później.

– Czy teraz zmienisz zdanie, co do mojej chęci odegrania się na tym dupku?

Blondyn podał jej czarną kopertę. Wydawała się dziwnie ciężka, choć z zewnątrz wyglądała zupełnie normalnie. Hermiona ostrożnie przyjrzała się listowi, jakby próbowała dostrzec klątwę. Odłożyła kopertę na łóżko i wyszeptała kilka zaklęć.

– Na litość, Granger, sprawdzałem ją kilka razy – wymamrotał Malfoy, niecierpliwiąc się podejrzliwością dziewczyny.

Gryfonka rozłożyła pergamin, w którym poza krótką wiadomością, widniała tajemnicza sygnatura i drobna fiolka. Szatynka przyjrzała jej się bliżej. Drobny ciemny włos spoczywał w jej środku.

– To włos mojej matki.

Hermiona gwałtownie podniosła wzrok znad listu. Widziała jak Draco nerwowo przełknął ślinę, a pod siłą jej spojrzenia, odwrócił się do okna.

– Chyba nie myślisz, że…

– Nie – uciął prędko – matka jest w domu, sprawdzałem – dodał, jakby łagodniej.

– To w takim razie, co to takiego? Ostrzeżenie?

– Najwyraźniej – przyznał zimno Blaise.

– I to wyrafinowane – orzekł jadowicie drugi czarodziej. – To prawdopodobnie włos z medalionu, który ojciec dostał od mojej matki. Próba zastraszenia i groźba w jednym.

– Tym bardziej powinieneś mnie posłuchać i oddać matkę pod opiekę aurorów – oznajmiła hardo Hermiona.

– Nie. To oznacza tylko to, że mam cholernie mało czasu na działanie, Granger – mówiąc to zwrócił się bezpośrednio do niej, a lodowate spojrzenie utkwił w jej ciemnych oczach.

– Jedynym rozsądnym działaniem jest pomoc Ministerstwa, a nie szczeniacka zabawa ze Śmierciożercam!

– Podjąłem decyzję. Skoro pobiegłaś za nami, znowu pakując się w nie swoje sprawy, musisz podjąć wybór. Jesteś z nami czy przeciwko nam? – spytał tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Naprawdę, Blaise? Poszedłeś na to? – nie dało się nie usłyszeć irytacji w głosie szatynki, gdy kierowała swoje słowa do drugiego czarodzieja.

– Z dwojga złego wolę towarzyszyć Malfoyowi niż pozwolić mu zginąć samemu – powiedział niechętnie.

– Co jest w waszej ślizgońskiej dumie, co nie pozwalam wam zacząć kierować się czymś mądrzejszym niż zemsta? – spytała wściekle, choć wiedziała, że nie dostanie odpowiedzi na to pytanie.

– Granger, z nami czy przeciwko nam?

Pytanie ponownie zawisnęło w powietrzu. Spojrzenie Hermiony utkwiło w szarych oczach młodego mężczyzny, który przyglądał jej się ze ściśniętą szczęką. Dziewczyna spodziewała się, że w końcu nadejdzie moment, w którym będzie musiała się określić. Powoli przyzwyczajała się do tej myśli, po kolei wyjawiając przyjaciołom wydarzenia ostatnich miesięcy, ale teraz, gdy niespodziewanie stanęła przed wyborem, nie wiedziała, co ma powiedzieć. Czy należało wchodzić głębiej w grę Malfoya? Pomóc mu, może ostudzić jego zapędy czy pozwolić, by działał sam? W gruncie rzeczy, co ją obchodziło, co robi. Choć czy faktycznie było to dla niej takie obojętne? Od początku roku szkolnego wsadzała nos w nieswoje sprawy i przyszedł czas określenia własnej pozycji. Granger, z nimi czy przeciwko nim?



~✿~
Witajcie moi mili! Ja już po obronie, także czas na kilka tygodni miłych wakacji :) Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał. Jak zwykle - jak tylko zobaczycie jakąś literówkę, błąd - od razu dawajcie znać!

2 komentarze:

  1. Gratuluję obrony ;) rozdział świetny, często wpadłam sprawdzić czy coś się pojawiło i tym razem się nie zawiodłam. Czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz i gratulację :D powoli, ale dodaję rozdziały :D Cieszę się, że wpadasz. Trzymaj się!

      Usuń

Za każdy komentarz gorąco dziękuję ♥

Mia Land of Grafic