niedziela, 28 marca 2021

Rozdział 24

 

            Luty rozpoczął się niespodziewanie, zaskakując wszystkich swoją niemal wiosenną pogodą. Coraz więcej słońca wyłaniało się zza chmur, zachęcając do dłuższych spacerów, treningów Quidditcha oraz nauki nad jeziorem. Ostatni tydzień był wyjątkowo trudny dla Hermiony, ale ciepłe promienie słońca dodawały jej otuchy. Szła żwawo po błoniach, trzymając stertę książek. Poprawiła je szybko, gdy tylko poczuła, że jeden z opasłych tomów wymyka się z jej rąk. Spojrzała ponuro na oprawione magiczne księgi. Znalezienie jakichkolwiek informacji i wskazówek, które miały pomóc jej w doskonałym zaplanowaniu spotkania z ludźmi Lucjusza Malfoy’a, okazało się trudniejsze niż początkowo myślała. Spędziła wiele dni w poszukiwaniu pomocnej literatury, ale żadna ze znalezionych ksiąg nie była użyteczna. Ciągle miała przeczucie, że pominęła jakiś istotny wątek, którego rozpracowanie pozwoliłoby na efektywniejsze poszukiwania. Być może powinna poprosić o pomoc Harry’ego albo któregoś Ślizgona, ale uparła się, że najlepiej będzie pracować sama. Gdzieś w głębi trochę tego żałowała, ale szybko odgoniła od siebie tę myśl. Mocniejszy wiatr nadął jej szatę, przeszywając jej ciało dreszczem. Mimo ciepłych promieni, wiatr nadal dawał się we znaki. W takich momentach jak ten, Hermiona przeklinała angielską pogodę.

W tym czasie Malfoy spędzał czas w pokoju wspólnym razem z Zabinim. Oboje mieli nietęgie miny, pochylając się nad esejem, który musieli napisać na zaklęcia. Ogarniało ich znużenie, a ciemność pomieszczenia tylko to pogłębiała. Mimowolnie ich myśli oddalały się w innym kierunku. Szczególnie Draco miał kłopoty ze skupieniem się nad pracą domową. Jego umysł po raz kolejny koncentrował się na tysiącu wariantów spotkania z ludźmi Malfoy’a seniora. Tak usilnie próbował zabezpieczyć się na każdą ewentualność, być gotowy na każdą opcję, choć wiedział, że nie jest to możliwe. W jego głowie migotało coraz więcej obrazów – jego zasadzki na byłych śmierciożerców, ataki, błyski i zaklęcia. Niespodziewanie jego myśli obrały inny kierunek – Malfoy Manor i zimno tamtego miejsca, twarz Narcyzy, listy z pogróżkami, a na końcu jego krótka wiadomość. Kilka słów, które były jego fatum, przeznaczeniem, od którego nie sposób uciec. Słowa, które napisał własną ręką wiele tygodni wcześniej. Dobrze pamiętał tę chwilę strachu, ucisk w piersi i słuszność, która kłębiła się w jego umyśle. Zrobił to w tajemnicy przed wszystkimi, gdy jego przyjaciel spał, a zamek pogrążony był w ciszy. Mały świstek przywiązał do nóżki swojej sowy. Do tej pory stworzenie nie wróciło. Blondyn zamyślił się nad swoim zwierzakiem licząc, że Onyks wróci kiedyś żywy. Jak bardzo był w błędzie.

– Czy to dzisiaj widzimy się z Granger i Potterem? – spytał Blaise, wyrywając z zamyślenia Draco.

– Jutro – odpowiedział.

Miał nadzieję, że przyjaciel nie wyłapał zmienionego tonu jego głosu. Mimo wszystko trudno było mu zapanować nad reakcjami swojego ciała. Przed oczami ponownie stanęła mu jego własna postać w ciemnej pelerynie na tle Malfoy Manor. Pewne obrazy miały go prześladować jeszcze przez długi czas.

Hermiona odkładała książki na półki w zupełnym skupieniu. Biblioteka była niemal pusta, ponieważ większość uczniów złudzona ciepłem słońca, wyszła na zewnątrz. Dziewczyna niechętnie snuła się pomiędzy regałami, zniechęcona swoimi nieudanymi poszukiwaniami. Wielokrotnie przechadzała się w jedną i drugą stronę, choć znała niemal wszystkie tytuły na pamięć. Nogi niosły ją powoli i nim się zorientowała, stała przed Działem Krąg Zakazanych. Mrugnęła szybko, po czym rozejrzała się wokół. Cisza. Pustka. Szansa. Gryfonka chwilę kalkulowała jak bardzo się naraża, jak wiele może stracić i co zrobi, gdy pani Pince wróci i zobaczy Prefekt Naczelną siedząca w najbardziej zakazanym miejscu biblioteki. Zamknęła oczy, jakby nie chciała patrzeć na to, co zaraz uczyni. Wyjęła różdżkę i obróciła nią kilka razy. Potężna kłódka opadła z cichym trzaskiem. Później było słychać tylko delikatne skrzypienie i Hermiona znalazła się po drugiej stronie.

– Łatwo to już było… – szepnęła do siebie i ruszyła do przodu.

Wiedziała, że nie ma wiele czasu, zaledwie kilka minut. Musiała więc działać szybko i bardzo cicho. Pustki w bibliotece działały na jej korzyść, a zaufanie jakim darzyła ją pani Pince pozwalało na większą swobodę niż pozostałym uczniom. Wiedziała, że niezależnie od tego, pani Pince i tak wstanie od swojego biurka za kilka minut, żeby zrobić obchód, a wtedy Hermiona na pewno zostanie przyłapana. Gryfonka wyobraziła sobie pełną zawodu minę bibliotekarki i przełknęła głośno ślinę. Jak bardzo nie chciała, by ta wizja się ziściła. Oczy Granger przeskakiwały z tomu na tom, jednak żaden tytuł nic jej nie mówił. Pełno było mrocznych książek dotyczących zielarstwa i najokropniejszych magicznych potworów. Czy może nawet w Dziale Ksiąg Zakazanych nie znajdzie odpowiedzi na swoje pytania? Dziwny odruch kierował ją w przeciwległą stronę, gdzie stał mniejszy regał. Podeszła do niego, kucając przy najniższej półce. Jakby bezwiednie zaczęła dotykać grzbiety książek, jakby miało jej to pomóc w wyborze. W pewnym momencie, dojrzała opasły tom pokryty głęboko czarną skórą. Wzięła go w ręce. Książka wydawała się cięższa niż powinna być, sądząc po jej rozmiarach. Hermiona nie mogła tego wiedzieć, ale momentalnie pobladła. Podeszła do małego stolika i położyła księgę przed sobą. Pozbawienie się ciężaru, oddało jej trochę kolorów, ale nadal nie wyglądała dobrze. Otworzyła tom i zaczęła lustrować spis treści.

– Na Merlina – szepnęła zatrwożona, patrząc na zapisane czerwonym atramentem słowo Horkruks.

Dotknęła zapisanych liter i dotarło do niej, że to nie czerwony atrament, lecz krew. Zamknęła szybko księgę. Nie chciała jej brać ze sobą, nie chciała już nigdy spojrzeć w stronę tej przerażającej księgi zapisanej krwią, ale wiedziała, że to tam znajdzie to, czego szuka. Zanim zamknęła opasły tom, jej oczy utknęły w napisie Exsecrationes. Klątwy. Czy była pewna, że będzie wstanie użyć czarnomagicznej klątwy dla Malfoy’a i jego matki? Kiedy zrodził się w niej tak ostateczny pomysł i dlaczego miała w sobie to dziwne przeczucie, że nie ma innego wyjścia? Czy to ta księga wpływała na nią czy to ona przekroczyła kolejną granicę? Jej myśli zwróciły się ku rodzicom. Ile by dała, żeby móc ich odnaleźć, mieć przy sobie. Tak, zdecydowanie dla nich użyłaby każdej, najgorszej klątwy, jeżeli sprawiłoby, że byłoby jak dawniej. Czas, który miała kurczył się i wiedziała, że nie może zostać ani sekundy dłużej. Wzięła głęboki oddech i wrzuciła księgę do swojej pomniejszającej torby, którą skrzętnie ukryła pod szatą. Dyskretnie i jak najdelikatniej zamknęła za sobą żeliwne kraty i zniknęła między regałami. Dla zachowania pozorów wypożyczyła kilka zupełnie niepotrzebnych książek i ruszyła w stronę dormitorium.

Wieczorna kolacja minęła szybko i bez rewelacji przy obu stołach – Gryfonów i Ślizgonów. Nikt nie podniósł głowy znad swoje talerza i każdy jadł w spokoju, wsłuchany w swoje własne myśli. Największa żwawa trwała w umyśle Hermiony, która nadal była pod dużym wpływem znalezionej księgi. Planowała po posiłku udać się w jakieś odosobnione miejsce i zacząć szukać tego, co potrzebowała. Czuła ciężar swojej torby pod szatą, teraz uciskający jej nogę. Była zupełnie niewidoczna dla innych, dzięki czemu Hermiona czuła się nieco pewniej, choć sama mocno odczuwała obecność mrocznej księgi. Nie mówiła o znalezisku ani Harry’emu ani Ginny, dopóki nie będzie miała pewności, że znalazła coś pomocnego. Ciekawość i niepewność mieszały jej w głowie. Z jednej strony czuła obawy wobec czarnomagicznej, nieznanej książki, z drugiej była zaintrygowana, jakby odkrywała zupełnie nowe sfery. W rzeczywistości tak było, nie interesowała się czarną magią i nie była jej ona potrzebna – kojarzyła się z Voldemortem i Śmierciożercami. Oczywistym było, że stanowiła opozycję do wszystkiego, co złe i mroczne. Teraz powoli zmieniała swoje podejście, ale nie na tyle, by zacząć zgłębiać czarną magię. W pewien sposób czuła, że by zwalczyć zło, musi je lepiej poznać. Wiedziała, że będzie musiała być bardzo ostrożna i czujna, by jakaś tajemnicza magia, nie zawładnęła nią i żeby sama nie znalazła się w pułapce, jak wielu czarodziejów przed nią. W końcu nie wiedziała jaka moc jest ukryta w zapisanych krwią stronnicach. Wzdrygnęła się na wspomnienie tego druzgocącego odkrycia. Kto mógł podjąć się czegoś tak okrutnego i czyja była to krew? Autora czy niewinnej istoty? I czy na pewno chciała to wiedzieć? Zadawała sobie te pytania jeszcze długo, aż nie stanęła przed Grubą Damą wraz z dwójką swoich przyjaciół. Na dźwięk doniosłego głosu z portretu, ocknęła się.

– Dołączę do was później! – krzyknęła na pożegnanie, starając się zabrzmieć naturalnie.

Harry skinął głową i przeszedł przez portret razem z Ginny.

Hermiona jakby prowadzona przez jakąś siłę, pognała do lochów. Starała się iść bezgłośnie, choć jako Prefekt Naczelna nie musiała uważać na spacerowanie nocą. Nikłe światło różdżki pozwalało dojrzeć jej schody i ściany. Dzięki temu uniknęła kilku potknięć i nie pomyliła drogi. Uznała, że najlepszym miejscem do przejrzenia księgi będzie któraś z nieużywanych sal w lochach. Miała pewność, że nikt nie będzie krążył wokół tego miejsca w środku tygodnia, co pozwoli jej na swobodne przejrzenie księgi. Gdy dotarła do celu, rozejrzała się odruchowo, choć przecież nie dostrzegłaby nikogo w takich ciemnościach. Nacisnęła zimną klamkę i weszła do środka. Ciężkie drewniane drzwi zaskrzypiały. Gryfonka zamknęła je zaklęciem i podeszła do pulpitu. Szybki ruchem ręki starła zakurzony blat i ostrożnie wyjęła księgę z torby. Gdy jej dotknęła znowu pobladła, a w głowie czuła osłabienie, które powoli docierało do jej nóg. Odłożyła tom na blat i przypatrywała się mu przez chwilę. Wyjęła różdżkę i wyszeptała kilka zaklęć. Liczyła, że dzięki nim ujawni się autor księgi albo jakieś inne informacje o jej pochodzeniu. Nic takiego się jednak nie wydarzyło i Hermiona westchnęła zrezygnowana. Nadal trzymając w dłoniach różdżkę zaczęła czytać spis treści. Dopiero teraz zwróciła uwagę na tajemnicze symbole dookoła strony. Nic z nich nie rozumiała, ale wydawały się czymś więcej niż ozdobnikami. Drobne czarne znaki ukrywały swoje znaczenie. Czarownica przerzuciła kartki na odpowiedni rozdział, tym razem nie dotykając bezpośrednio obwoluty. Zaczęła lustrować słowa. Potrafiła rozczytać pismo, choć przychodziło jej to z trudem. Treść pierwszej klątwy zdała się jej makabryczna, ale to nie tego szukała. Przewróciła na kolejną stronę, a później na jeszcze kilka pozostałych. Wokół niektórych zapisków widziała podobne symbole, co na pierwszej stronie, choć nie potrafiła ich powiązać ani zrozumieć. W pewnym momencie usłyszała hałas dochodzący z korytarza. Miarowe, szybkie kroki. Przez chwilę zamarła, zaskoczona obecnością jeszcze jednej osoby. Uznała, że najlepiej będzie schować się pod biurkiem. Złapała za księgę i wtedy niefortunnie uderzyła nogą o krzesło. W głuchej ciszy, przerywanej tylko zbliżającymi się krokami, to uderzenie wydawało się zbyt głośnie. Kroki ucichły, jakby osoba na korytarzu nasłuchiwała skąd dobiegł hałas. Hermiona przymknęła oczy, kajając się w myślach za tą nieuwagę.

– Niech mnie… – szepnęła, gdy kroki ponownie zabrzmiały.

Na nieszczęście dziewczyny, osoba po drugiej stronie dobrze wiedziała skąd dobiegł hałas, choć nie wiedziała, że spotka za drzwiami akurat Hermionę. Mężczyzna nacisnął na klamkę, a gdy ona nie ustąpiła, wymówił cicho zaklęcie, a drzwi otworzyły się same. Wszedł do środka i zobaczył kompletną pustkę. Kilka zakurzonych ław i krzeseł bezładnie ustawionych na środku klasy. Już miał się wycofać, gdy ujrzał skrawek szaty wystający zza rogu. Zamyślił się chwilę, a następnie jakby tego nie zauważył, wyszedł zamykając za sobą drzwi. Kroki rozbrzmiały ponownie i gdy Hermiona była pewna, że tajemnicza osoba oddaliła się wystarczająco daleko, wyszła spod biurka. Westchnęła cicho, zadowolona, że udało się jej uniknąć przyłapania. Ponownie rozłożyła księgę i wróciła do czytania. Nie dane było jej jednak studiować w skupieniu, bo niemal chwilę później usłyszała ciche pyknięcie, a w rogu sali pojawił się Malfoy z bladym uśmiechem. Hermiona zamarła, ale nie krzyknęła.

– Granger, Granger… Nie za późno na naukę? – spytał sarkastycznie podchodząc do pulpitu.

– Co ty tu robisz, Malfoy? – spytała podejrzliwie, przymrużając oczy.

– Wybrałem się na spacer – odpowiedział nonszalancko, przyglądając się ze zdziwieniem książce Hermiony.

– Ach, czyli to ty tutaj wszedłeś?

Skojarzyła szybko fakty. Potrząsnęła głową, nie odrywając wzroku od dumnej miny Dracona. Blondyn podszedł do niej jeszcze bliżej, zaciekawiony jej księgą i złapał ją w dłoń. Poczuł pod palcami znaną strukturę. Wspomnienia zaczęły pojawiać się w jego umyśle.

– Skąd to masz? – spytał niepewnie, a w jego głosie można było wyczuć strach.

– Z biblioteki – odpowiedziała hardo, odbierając mu tom z ręki. – Szukam informacji, które pomogą ci wyjść z twojej beznadziejnej sytuacji – dodała ciszej.

– Wiesz co to w ogóle jest?

Cofnął się o krok, ale zaraz wrócił na miejsce. Spojrzał w oczy Gryfonki i znowu poczuł ciepło płynące z jej tęczówek. Przymknął powieki, by odsunąć od siebie myśli.

– Próbuję się dowiedzieć, ale księga jest oporna – zaczęła niechętnie Hermiona, wskazując na pulpit.

– To jedna z najmroczniejszych czarnomagicznych ksiąg. Pamiętam ją z dzieciństwa – wyznał zimno Malfoy.

Ta informacja wywołała natychmiastową reakcję Hermiony. Zaczęła intensywnie myśleć nad tym, co powiedział Ślizgon, a później szybko przerzuciła kilka stron.

– Twój ojciec jej używał? – spytała pośpiesznie, nie zaszczycając spojrzeniem rozmówcy.

– Z pewnością – odpowiedział z obrzydzeniem.

– Teraz rozumiem… – powiedziała cicho, bardziej do siebie niż do Malfoy’a.

– Rozumiesz co?

– Wiem jak można wykorzystać tę księgę – odpowiedziała triumfalnie, odwracając głowę w stronę Ślizgona.

Obdarzyła go zmęczonym uśmiechem, odruchowo ściskając jego zimną dłoń.

Mia Land of Grafic