Jedna przecznica dzieliła Hermionę od baru. Jej plany na
wieczór były proste i niezobowiązujące – dobra książka, herbata i kot na
kolanach. Wszystko legło w gruzach za sprawą pewnej czarownicy. Nie sądziła, że
da się wpakować w imprezę, a jednak szła teraz nowojorską ulicą zmierzając do
celu swojej destynacji – Kociołka Czarownicy. Nieprzypadkowa nazwa
wiązała się z ekskluzywnym klubem dla czarodziejów, do którego zaproszenie
dostała od swojej przyjaciółki Ginny. Odkąd najmłodsza latorośl Weasleyów
wkroczyła na ścieżkę Quidditcha, często z braku lepszego miejsca chadzała z
członkami drużyny do różnych mniej lub bardziej znanych pubów i miejscówek. Tym
razem na swoją towarzyszkę wybrała najlepszą przyjaciółkę, ku, a jakżeby
inaczej, niezadowoleniu Hermiony. Lubiąca żywioł i zabawę Ginny nie odmawiała
sobie ani imprez, ani alkoholu, choć zdecydowanie nie była jedną z tych
dziewczyn na imprezach. Granger była jej przeciwieństwem – wolała towarzystwo opasłych
tomów, pergaminu i wiecznego pióra. Nie było to zaskoczeniem dla nikogo, kto
naprawdę znał byłą Gryfonkę. Nie można więc pozbyć się podziwu dla wytrwałości
panny Weasley w namawianiu przyjaciół na wspólne imprezowanie. W końcu jeszcze
nikt nie zwariował od odrobiny zabawy…
Hermiona zastała przyjaciółkę przy barze popijającą fluorescencyjną
ciecz w kieliszku o zwariowanych kształtach. Cała Ginny, przemknęło
przez myśl szatynce.
– A kogo my tu mamy?
– spytała starsza z kobiet.
W jej głosie dało się
wyczuć nutkę ironii.
– Najlepszą
rozgrywającą sezonu! – wykrzyczała radośnie Ginny, obdarzając przyjaciółkę
ciepłym uśmiechem.
Hermiona przysiadła się
do młodej kobiety i zamówiła martini. Barman odpowiedział jej tylko skinieniem
głowy, a po chwili przed jej oczami pojawił się drink. Wzrok Hermiony zatrzymał
się na chwilę na obracającej się w kółko parasolce, której intensywny fioletowy
kolor niemal wypalał jej oczy.
– Parasolka oddaje
twoje samopoczucie – skwitowała Ginny.
Hermiona zmarszczyła
brwi, ale przez dłuższą chwilę milczała. Czy to tylko zaczepka?
– Oj, Hermiona,
wyduś to z siebie.
– O czym ty mówisz?
– Kobieta zdawała się zdezorientowana.
– Słyszałam, co się
wydarzyło w tamtym tygodniu – zaczęła powoli rudowłosa. – Jak
dla mnie masz pełne prawo to zgłosić. Przełożony czy nie, są jakieś granice. Od
dawna było mówione, że Malfoy znowu wrócił do korzeni i – uciszyła
przyjaciółkę gestem ręki – jakkolwiek serdeczne macie ,,kontakty’’,
nie powinien wtykać nosa w nie swoje sprawy.
– Po prostu mnie
zaskoczył… – zaczęła, ale niedane było jej skończyć.
– Serio? Po
prostu mnie zaskoczył… Hermiono, miałaś pełne prawo poczuć się źle, a nawet
powiem więcej. Miałaś prawo dać mu w mordę, jak za dawnych szkolnych
lat! – krzyknęła triumfalnie. – Nie powinien wtykać nosa w
nie swoje sprawy, choćby nie wiem jak dobre miał intencje. Koniec i basta.
Pracujecie ze sobą – wyartykułowała ostatnie zdanie. – To nie
czyni was przyjaciółmi.
– On naprawdę się
zmienił, a ja nie jestem nastolatką, by za byle co nabijać komuś śliwę. Na
litość Merlina!
– Nie wycieraj sobie
gę… buźki – szybko poprawiła się Ginny – Merlinem, tylko postaw
sprawy jasno. Czy wasza relacja przerodziła się w coś więcej skoro skłonna
jesteś bronić tego gada?
To pytanie zmroziło
Hermione. Nie dlatego, że miała coś do ukrycia, ale dlatego, że sama nigdy się
nad tym nie zastanawiała. Jej współpraca z Draco Malfoyem była czysto
biznesowa, ale ostatnio… coś się zmieniło. Zaczęła cieszyć się na ich wspólne
wyprawy, oczywiście dotyczące spraw Ministerstwa Magii, zaczęła z radością
szykować swoje obiady do pracy, które zawsze zjadali razem, a nawet czuła lekką
ekscytację na myśl o poniedziałku. Zupełnie nieuświadomiona radość z
przebywania ze swoim szkolnym wrogiem. Oczywiście początki ich przymusowej
współpracy nie były łatwe, często darli koty, a jak trzeba było to i całe
stadko, ale po kilku miesiącach ,,docierania się’’ doszli do wielu kompromisów.
– Pracujemy razem.
Jedyne w co mogła się przerodzić ta relacja to w przyjazne partnerstwo.
Ginny nie dała się
zwieść. Spojrzała powątpiewająco na przyjaciółkę, a później z uśmiechem skinęła
na barmana i poprosiła jeszcze raz to samo.
- Miej swoje
sekrety, Hermiono, ale któregoś dnia i tak wyciągnę z ciebie wszystko –
powiedziała i puściła oko do swojej przyjaciółki. – A teraz toast i
pójdziemy w bardziej kameralne miejsce pubu – ogłosiła Ginny, stukając w
kieliszek Hermiony, a w następnej sekundzie szły w głąb klubu.
Im szły głębiej, tym
ciemniej robiło się wokół nich. Ten mrok trwał przez kilka minut, aż wyszły na
rozświetloną salę z wygodnymi fotelami i kanapami. Na parkiecie tańczyło kilka
osób, a muzyka ulatywała z magicznych głośników. Hermiona nie rozpoznała nikogo
z czarodziejów i nawet ją to ucieszyło. Nie miała ochoty na szkolne wspominki,
ani na pijackie opowieści. Przyjaciółki usiadły w rogu sali tak, że miały widok
na parkiet. Ich drinki już na nie czekały, co Ginny skwitowała delikatnym
uśmiechem aprobaty. Granger rozsiadła się wygodnie i pierwszy raz tego
wieczoru, odetchnęła głęboko. Nie chciała tego przyznać, ale tego jej było
trzeba.
– Harry nie tęskni za
swoją narzeczoną? – spytała zadziornie szatynka.
– Niech się
natęskni, bo jak skończy się sezon będzie mnie miał całkowicie dość! – zaśmiała
się Ginny. – Przebąkiwał coś o ślubie… Kto wie, może tego lata za
niego wyjdę! To nie będzie huczna uroczystość… Raczej coś kameralnego… Może w Muszelce?
O ile Fleur mnie nie pogoni – wyznała.
- Oj, na pewno nie
gniewa się tak długo – zapewniła przyjaciółkę Hermiona, upijając łyk
napoju.
Na chwilę zapadła cisza.
Nie krępowała żadnej z nich, skupione były na swoich własnych rozmyślaniach,
choć cieszyły się z obecności drugiej osoby. To ten komfortowy rodzaj ciszy
między dwojgiem życzliwych sobie ludzi, który koi, uspokaja, ale nigdy nie
ciąży. Hermiona pochłonięta myślami o Malfoy’u nie mogła ukryć swojego
zdziwienia, gdy obiekt jej rozmyślań zmaterializował się kilka kroków przed
nią. Szedł żwawo przez parkiet, kierując się do stolika naprzeciwko, przy
którym siedział nie kto inny jak stary znajomy – Blaise Zabini. Draco
przywitał się z nim radosnym uściskiem dłoni. Od razu przystąpili do rozmowy,
jakby świat obok ich nie istniał. Ginny wyłapała intensywne spojrzenie
przyjaciółki i odwróciła się, by dowiedzieć się na kogo tak usilnie spogląda
Hermiona.
– Czy on cię
śledzi? – spytała, nie bez wyrzutów, Weasley.
– Oszalałaś?
– Hermiona przewróciła oczami. – Zbieg okoliczności, świat
czarodziejów jest mały jak widać.
– Oho, w to to nie
uwierzę, moja droga.
Powiedziała to trochę za
głośno, bo dwaj mężczyźni utkwili w niej wzrok, a później mimowolnie obdarzyli
nim Hermione. Malfoy od razu wstał, nieco speszony tym niespodziewanym
spotkaniem, i podszedł do kobiet.
– Witaj, Hermiono –
powiedział uśmiechając się do niej na tyle ciepło, na ile potrafi czystejkrwi
Malfoy. – To mój przyjaciel Blaise – wskazał na swojego towarzysza i
zaraz zapytał – czy nie miałybyście nic przeciwko, gdybyśmy się dosiedli?
Spojrzenie Ginny było
wymowne i bynajmniej nie zapraszające, ale Hermiona je zignorowała i
odwzajemniając uśmiech, skinieniem głowy wskazała mężczyznom miejsca. Z
początku nieco niezręczna rozmowa przerodziła się w żywą i radosną dyskusję o
wszystkim i o niczym, a po kolejnych kieliszkach alkoholu, zdecydowanie
kierowała się ku coraz większym abstrakcjom.
– Przy tej piosence
koniecznie musimy was wyciągnąć na parkiet – widząc odmowę ze strony
Hermiony, Malfoy szybko dodał – i nie chcę słyszeć ,,nie’’.
Blaise sprytnie wykręcił
się z tańczenia, co Ginny przyjęła z niemałą ulgą. Po takiej ilości alkoholu
nie miała siły wstać, a co dopiero tańczyć. Zabini jak rasowy dżentelman zaproponował
Weasley odprowadzenie pod drzwi jej hotelu, który znajdował się niemal na tej
samej ulicy. W tym czasie Draco i Hermiona kołysali się do spokojnej melodii.
Granger, która wypiła zdecydowanie mniej od swojej przyjaciółki, czuła
delikatne działanie alkoholu. Pod wpływem drinków zrobiła się spokojniejsza i
bardziej rozluźniona. Zaczęła pozwalać sobie na większą bezpośredniość, a maska
twardzielki powoli opadała. Sam Malfoy nie odczuwał żadnych konsekwencji
wypicia kilku szklanek Ognistej i tylko ze skrzętnie ukrywanym rozczuleniem,
spoglądał w oblicze uśmiechniętej Gryfonki. Wdychał zapach jej włosów, który
tak dobrze znał, a pod palcami czuł jej ciepłą i delikatną skórę. Cieszyła go
jej bliskość i to, że otwarła się przed nim bardziej niż kiedykolwiek w pracy.
Nigdy nie widział jej w takim stanie i pragnął jak najwięcej zapamiętać z tej
zmierzającej ku końcowi nocy.
– Chyba ktoś tu
powoli odpływa – zauważył z uśmiechem Draco, odgarniając niby mechanicznie
kosmyk z twarzy szatynki.
– Jeżeli mówisz o
mnie… – zaczęła hardo, by po chwili mówić niemal szeptem – to muszę
przyznać, że masz rację – skończyła, tłumiąc ziewnięcie.
– Pozwól, że teleportuję
cię do domu – zaproponował szarmancko.
Hermiona skinęła głową na
znak zgody i powoli wydostali się z budynku. Noc była chłodna i wietrzna.
Szatynka niemal od razu skuliła się pod wpływem lodowatego powiewu i jakby
odruchowo zbliżyła do Draco. Mężczyzna zdjął swoją marynarkę i nałożył je na
nagie ramiona Hermiony. Spojrzała na niego z wdzięcznością i podała mu dłoń.
Teleportacja trwała urywek sekundy. Znaleźli się przed niewielkim domkiem na
przedmieściach. Osiedle było puste, a wszystkie lampy uliczne zgasły na moment,
gdy się pojawili.
– Dziękuję za udany
wieczór – powiedział Malfoy, gdy zbliżyli się do dębowych drzwi.
Hermiona odwróciła się
twarzą do mężczyzny i zadarła głowę do góry, by lepiej go widzieć.
– To ja dziękuję.
– Przez chwilę milczała, po czym dodała – naprawdę dobrze się
bawiłam.
Grymas zadowolenia
pojawił się na ustach blondyna. Wziął głęboki oddech, by poczuć w nozdrzach
słodki zapach Hermiony.
– Śpij dobrze i do
zobaczenia w poniedziałek.
– Dobranoc – szepnęła,
jej słowa pochwycił wiatr, a Malfoy’a w następnej sekundzie już nie było.
Zamknęła za sobą drzwi i
przyglądając się sobie w lustrze zauważyła marynarkę blondyna. Zapomniała jej
oddać. Zsunęła ją z ramion i zatopiła w niej twarz. Zapach Dracona przyprawił
ją o szybsze bicie serca. W tym samym czasie usłyszała pukanie do drzwi.
Uchyliła je zdziwiona wciąż trzymając w dłoniach marynarkę. Sekundę później
poczuła jak dłonie blondyna oplatają jej talię.
– Masz coś mojego –
szepnął jej do ucha, a następnie pocałował prosto w malinowe usta.
Hermiona oddała żarliwie
pocałunek, zaczerpnąwszy oddech dopiero, gdy oboje znaleźli się w przedpokoju.
~✿✿✿~
Witajcie! To
najnowsza miniaturka - lekka, niezobowiązująca na wiosenne czytanie w
słońcu(albo pod kocykiem jak u Was pada). Dawajcie znać jak Wam się
podoba i raportujcie błędy! Bądźcie dla siebie dobrzy~
Lubię Malfoya w tym wydaniu :) zawsze się zastanawiałam, czy jeśli byłby wychowywany przez kogoś innego niż Lucjusz, czy mógłby taki być w Hogwarcie - kto wie, może i nawet z Hermiona ;)
OdpowiedzUsuńhttps://w-poszukiwaniu-lepszego-jutra.blogspot.com/
Pozdrawiam
To jest bardzo dobre pytanie! Dziękuję za Twój komentarz :)
UsuńBardzo lubię Twoje miniaturki:) Mają taki dojrzały a za razem uroczy klimat. Oby było ich więcej:P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:))
Bardzo dziękuję za miłe słowa!
Usuń