Hermiona wybiegła za czarodziejami.
W ostatniej chwili złapała Blaise’a za ramię. Posłała mu pytające spojrzenie,
ale strącił jej rękę i powiedział ostro:
–
Nie teraz, Granger.
Jego
słowa zmroziły Hermionę. Skołowana zatrzymała się na chwile, ale pod
natarczywymi spojrzeniami Ślizgonów, wyszła z pokoju wspólnego. Nie mając
lepszego pomysłu, pobiegła za Blaisem. Kierowała się bezpośrednio do Skrzydła
Szpitalnego. Wpadła do pustego pomieszczenia łapiąc kontakt wzrokowy ze
zdziwioną panią Pomfrey. Zdumiona zgubieniem tropu, rzuciła ciche przeprosiny i
już jej nie było. W głowie kołatało jej wiele myśli. Od początku wiedziała, że
leczenie Malfoya prostymi zaklęciami i eliksirami zwędzonymi z kantorka, nie
jest najlepszym pomysłem, ale nie sądziła, że stan blondyna pogorszy się do
tego stopnia. Klątwa? Trucizna? Nie miała pojęcia. Z każdą myślą pojawiało się
w jej głowie coraz więcej pytań. Nie wiedziała, gdzie ma iść i co zrobić.
Nadchodził wieczór a ona cały dzień znikała przed przyjaciółmi. Miała na głowie
nie tylko Ślizgona, ale i własnych bliskich. Wiedziała, że niełatwo będzie się
wytłumaczyć, ale nie miała wyjścia. Chciałaby mieć Zmieniacz Czasu albo chociaż
Mapę Huńcwotów. Niestety, oba przedmioty straciła dawno temu. Musiała zmierzyć
się z problemami bez pomocy magicznych sztuczek.
W tym samym czasie eskortowano
nieprzytomnego Draco do szpitala. Towarzyszył mu jego przyjaciel oraz, wezwany
przed momentem, opiekun Slytherinu. Obaj mężczyźni byli zmartwieni i
przygaszeni. W
milczeniu przyglądali się to Malfoy’owi, to medykom. Gdy w końcu dotarli na
miejsce, co wprawdzie trwało niezwykle krótko, ale dla wszystkich obecnych
ciągnęło się w nieskończoność, usiedli w poczekalni. Lekarz długo się nie
pojawiał, a to nie działało dobrze na samopoczucie Zabiniego. Walczył z
wykluczającymi się wzajemnie emocjami, a bezsilność jaka mu teraz dokuczała,
tylko pogłębiała ten stan. Pluł sobie w brodę, że nie posłuchał Granger
wcześniej i nie posłał po jakąś kompetentniejszą pomoc. Liczył jednak, że
przyjaciel szybko wróci do zdrowia, tak jak wiele razy wcześniej, gdy wracał z
różnych podłych wypraw. Tym razem było inaczej i Blaise obwiniał się za to. W
tej chwili chciał dwóch rzeczy: żeby jego przyjaciel wydobrzał i dać komuś w
mordę. W przeciągu najbliższych godzin nie mógł liczyć na spełnienie żadnej z
nich.
✿
Ku zdziwieniu Hermiony ani Harry,
ani Ginny, a tym bardziej Ron, nie pytali jej, gdzie podziewała się przez cały
dzień. Zajęci swoimi sprawami, zbliżającymi się Świętami i Merlin wie czym
jeszcze, nie odnotowali zniknięcia przyjaciółki, co Hermiona przyjęła z ulgą. W
miłej atmosferze bez trudnych pytań zjedli kolację, a później wspólnie udali
się do pokoju wspólnego. Granger żałowała, że nie ma dzisiaj dyżuru, bo byłby
świetnym pretekstem, by wyrwać się na chwilę i dowiedzieć się czegoś
konkretniejszego w sprawie Malfoya. Musiała pogodzić się z tym, że pójdzie spać
z głową pełną pytań i zmartwień. Tak, martwiła się. Od miesięcy nie widziała
takiej gorączkowej krzątaniny jak dzisiejsza sytuacja z Malfoyem. Wszyscy byli
bardzo przejęci, nerwowi i przestraszeni. Może powinna pójść do dyrektorki?
Prędko odgoniła tą myśl. Nawet jeżeliby ją zastała, na pewno miała na głowie
ważniejsze sprawy niż rozmowa z uczennicą. Hermiona była pewna, że prędzej czy
później zostanie postawiona przed oblicze McGonagall, w końcu była świadkiem
całego zajścia, a więc była w to zamieszana. Gdzie pojawiają się kłopoty tam
zawsze jest Hermiona, Harry i Ron. Jak dziwnie czuła się z myślą, że tym razem
jej nie towarzyszą, a jej kłopot, nie jest ich kłopotem. Westchnęła cicho i
obróciła się na drugi bok. Zasnęła spoglądając na delikatną poświatę księżyca.
✿
Ostre światło jarzeniówek obudziło
Blaise’a, który zasnął na twardym krześle poczekalni. W sekundę po
uświadomieniu sobie, gdzie jest, poczuł ostry ból w karku i plecach. Metalowa
obręcz wbijała się całą noc w jego kręgosłup. Jęknął próbując się wyprostować.
Fatalny początek dnia. Później wcale nie było lepiej. Slughorn gdzieś przepadł,
a żadna z pielęgniarek nawet nie zwróciła na niego uwagi. Parszywy dzień. Wstał
i zaczął rozglądać się za magomedykiem, pod którego opieką znajdował się
Malfoy.
–
Przykro mi, ale nie mogę udzielić panu informacji, a lekarz, o którego pan pyta
wyszedł niedawno. Zakończył zmianę – poinformowała recepcjonistka.
Zabini
przeklął kobietę i usiadł z powrotem na morderczym krześle w poczekalni. Dzień,
który tak się zaczął, nie mógł skończyć się lepiej. Ponure rozmyślania
przerwało przybycie nauczyciela eliksirów w towarzystwie dwóch aurorów. Blaise
nie tylko wiedział, że ta rozmowa będzie fatalna w przebiegu, dotarło do niego,
że nie ma lepszego wyjścia niż spróbować zatuszować tyle ile będzie potrafił.
Na skinienie Slughorna wstał i oddał się w ręce przymilnych czarodziejów.
–
Czy wiadomo co z Draco? – spytał od razu, gdy znaleźli się w
dyskretniejszej części budynku.
– Jego
stan jest stabilny, ale… Nikt nie wie, co to było – przyznał nauczyciel i w
zamyśleniu kontynuował – i czy się nie
powtórzy.
–
Obawiam się, że nie jestem w stanie pomóc – wyraził, nie bez skruchy w
głosie, Blaise.
–
A ja myślę, że jak najbardziej jesteś, a co więcej, właśnie to
uczynisz – oznajmił najstarszy z czarodziejów, wskazując świstoklik.
Cała
czwórka dotknęła niewinnie wyglądającej doniczki i chwilę później wylądowali na
polanie. W oddali majaczył dostojny budynek szkoły. Zabini ze ściśniętą szczęką
i gniewnym spojrzeniem szedł między aurorami, intensywnie kombinując jak wyjść
cało z tej sytuacji i, jak się uda, wywinąć z niej przyjaciela.
Tak jak przeczuwała Hermiona,
wiadomość od dyrektorki pojawiła się zaraz po śniadaniu. Nie uszła ona uwadze jej
przyjaciół, ale Gryfonka zbyła ich pytające miny cichym westchnięciem i wymijającym
komentarzem o licznych obowiązkach Prefekta. Pożegnała się z uśmiechem, choć w
głębi duszy była zmartwiona. Wiedziała, że dojdzie do rozmowy z dyrektorką,
wczoraj nawet jej pragnęła, ale dzisiaj nie była tego pewna. Nadal nie miała
wieści o stanie Malfoya a pozostali uczniowie chyba nie mieli pojęcia, co
wydarzyło się wczoraj. Gdy aurorzy z dyrektorką na czele wparowali się do
dormitorium, pokój wspólny Ślizgonów był wypełniony uczniami. Może zabroniono
im pisnąć słówko?
Gdy Gryfonka weszła do gabinetu
McGonagall, Blaise już tam był, a razem z nim Slughorn i aurorzy. Panowała
cisza, a ciche przywitanie Hermiony wybiło każdego z rozmyślań.
–
Zapewne wiecie dlaczego się tu znaleźliście – zwróciła się dyrektorka do
obojga uczniów. – Wczoraj w godzinach popołudniowych pan Zabini
zgłosił się do mnie, by poruszyć – tutaj kobieta zawahała się na
chwilę – sprawę nie cierpiącą zwłoki. Udział pana Zabiniego w całej
tej akcji – dyrektorka zaakcentowała ostatnie słowo – jest dla
mnie oczywisty, za to pani motywów, panno Granger, nie rozumiem.
Tutaj
pojawił się problem. Hermiona nie wiedziała czy ma mówić prawdę, czy może
zataić niektóre fakty. Nie miała kontaktu z Blaisem, niczego nie ustalili, a to
zdecydowanie utrudniało sprawę. Cholera, zaklęła Gryfonka, patrząc przed
siebie. Wiedziała, że nie ma wiele czasu, ale nic sensownego nie przychodziło
jej do głowy. Cholera. McGonagall wyczekiwała, a jej wyraz twarzy surowy
i nieprzenikniony, nie zmienił się ani na sekundę.
–
Czekałam na Blaise’a – wyznała w końcu.
– Może
pani jaśniej?
– Czekałam
na Blaise’a, pani dyrektor, tak się złożyło, że – tutaj Gryfonka
zawahała się na chwilę, jednak widząc zachęcające spojrzenie Zabiniego,
kontynuowała – spotykamy się… czasami… oczywiście jako Prefekci… i
tak od słowa do słowa – zaczęła mówić coraz
ciszej – wylądowałam w pokoju wspólnym Slytherinu, bo Blaise gdzieś
przepadł…a byliśmy umówieni – teraz nagle przyśpieszyła chcąc
zakończyć tę farsę – usłyszałam, że dzieje się coś na górze, a jako
Prefekt Naczelna, sama pani dyrektor rozumie…
– Doprawdy
ciekawe, panno Granger, nadal jednak nie rozumiem, dlaczego nikt nie poinformował
mnie ani żadnego z nauczycieli o stanie pana Malfoya.
Hermiona
przełknęła ślinę, ale nic nie odpowiedziała. Spojrzenie dyrektorki było coraz
bardziej natarczywe, a Gryfonka była pewna, że kobieta przejrzała jej kłamstwo.
Idiotyczne, infantylne kłamstwo, którego użyła, by chronić dwóch głupich
Ślizgonów przed…? Sama nie wiedziała przed czym. Przed szlabanem? Nie byłaby to
ich pierwsza kara i z pewnością nie ostatnia. Przed wyrzuceniem ze szkoły?
Bardziej prawdopodobne, ale nadal mało sensowne. Hermiona uporczywie próbowała
znaleźć odpowiedź na dręczące ją pytanie – po co broni tyłków dwóm
durnym Ślizgonom?
– Stan
pana Malfoya jest stabilny, ale nadal nie wiemy, co spowodowało to wszystko. Urok,
zaklęcie, trucizna? Nie wiemy i jeżeli państwo nie zechcą nam pomóc
prawdopodobnie zajmie to za dużo czasu, by pomóc waszemu przyjacielowi
– oznajmiła dyrektorka, powoli dobierając każde słowo.
Przyjaciel.
Hermiona nie dowierzała, że jeden wybryk Malfoya zrobił z niego jej
przyjaciela. Z pogardą odsunęła tą myśl, ale zaraz później zaczęła analizować
słowa McGonagall. Czy faktycznie szalone okoliczności zrobiły z niej i Draco
przyjaciół?
– Jestem
przekonany, że jest to czarnomagiczna klątwa, ta z rodzaju tych rzucanych przez
śmierciożerców – oświadczył Zabini, wywołując tym konsternacje
Hermiony.
Czyli
jednak mówimy prawdę?
Granger prychnęła pod nosem, ale nic nie powiedziała. Tępo wpatrywała się w
blat dyrektorskiego biurka. Rozmowa płynęła dalej bez jej udziału i musiała
przyznać, że ją to cieszyło. Blaise nie powiedział wszystkiego, ale
wystarczająco, by kupić im czas i przy okazji pomóc w ratowaniu Malfoya.
Hermiona musiała przyznać, że była pod wrażeniem sprytu Ślizgona. Najwidoczniej
ściemnianie to dla niego nie pierwszyzna. Oddelegowani na lekcje, nie zamienili
ze sobą ani słowa. Oboje wiedzieli, że to nie czas na pogawędkę. Byli pewni, że
przez jakiś czas będą pilnie obserwowani. Dyskrecja była w cenie. Posłali sobie
ostatnie zagadkowe spojrzenie, a później rozeszli się, każde w swoją stronę.
✿
Musiał minąć cały dzień, by Hermiona
dostała wiadomość od Ślizgona. Zaczarowany list znalazła na stoliku nocnym.
Ledwo go zauważyła, tak dobrze skrył się pod stertą podręczników. Blaise
zaproponował spotkanie w Pokoju Życzeń, co wydawało się rozsądnym i bezpiecznym
pomysłem. Gdy zegar w pokoju wspólnym wbił godzinę spotkania, Hermiona
czmychnęła prosto w umówione miejsce. Jej wyjście nie wzbudziło ani podejrzeń,
ani pytań – żadnego z trójki jej przyjaciół nie było wtedy w pobliżu.
Dziewczyna żwawym krokiem wspięła się na siódme piętro i przywołała tajemnicze
drzwi. Gdy pociągnęła za klamkę znalazła się w przestronnym pomieszczeniu
urządzonym na modłę Slytherinu. Mogła się tego spodziewać.
– Prawie
punktualnie – przyznał Blaise, odkładając na stolik kanciastą szklankę.
Gryfonka
nic nie powiedziała, usiadła na wolnym fotelu. Przez moment próbowała ułożyć
swoje dłonie, a później bez zbędnych pogaduszek, przystąpiła do monologu.
–
Wmieszałeś mnie w sprawy, o których nie mam pojęcia. Nie mówisz mi wszystkiego,
ale chcesz mojej pomocy. Każesz mi kłamać przed dyrektorką, choć tak naprawdę
nie wiem po co, skoro wszystko jej wyśpiewałeś. O co w tym wszystkim właściwie
chodzi i co, u licha, dzieje się z Malfoyem? – wygarnęła z wyrzutem.
– Nie
ja cię w to wmieszałem, tylko Draco. Wyjaśnijmy to sobie już na
starcie. Jakby ode mnie to zależało, nie miałabyś pojęcia o całej tej
sprawie – wycedził a jego ton był nieprzejednany i ostry.
– Nie
zmienia to tego, że od wczoraj jestem uwikłana w coś, czego nie rozumiem, bo
nikt mi nie raczył wyjaśnić!
– Sprawy
potoczyły się nie tak, jak planowaliśmy…
–
A co planowaliście?
Spojrzenie
Hermiony było dumne i wyniosłe. Nie czuła się komfortowo będąc pionkiem w rękach
Zabiniego, ale nie pozwoliła sobie na słabość. Jej niepohamowana ciekawość
poprowadziła ją w ramiona Ślizgonów, ale nie zamierzała im się poddać, dać
oszukiwać i maglować. Chciała wiedzieć, co się dzieje. Miała przeczucie, że
wysłuchując wiele dni temu historii Malfoya, uwikłała się w coś więcej niż
tylko wczorajszy wypadek. Sprawa zaczęła przybierać niepokojący obrót.
–
Słuchaj, naprawdę nie chce ci tego wszystkiego mówić, więc może po prostu
ustalmy nasze stanowisko, gdyby pojawiło się więcej pytań i miejmy to za sobą
– przyznał Ślizgon a jego ciemne oczy spoczęły na dłoniach Gryfonki.
–
Jasne, a ja sobie pójdę jak gdyby nigdy nic i poudaję, że o niczym nie wiem!
–
Świetnie, że mamy ten etap za sobą. Wracając do kon…
– Nie, nie mamy. Zacznij gadać albo wstanę i pójdę prosto do dyrektorki. Nie będę
robiła dobrej miny do złej gry skoro nie znam zasad – oznajmiła ostro.
Blaise
tylko westchnął i opadł na fotel. Merlin mu świadkiem, że próbował odciągnąć
Granger od faktów, ale jej upór był nieprzejednany. Skoro Malfoy zaczął śpiewkę
to on ją zakończy. Może tak będzie lepiej? przeszło mu przez myśl.
– Może napijesz się czegoś mocniejszego, Gryfoneczko?
– zaproponował. – Trochę tutaj posiedzimy…
I
zaczął swoją opowieść. Nie tylko o tajemniczym zdjęciu, ale i o Narcyzie,
swojej matce i przede wszystkim Lucjuszu, przez którego wszyscy obawiali się
najgorszego. Zabini miał rację, gdy mówił, że prędko nie wyjdą z Pokoju Życzeń.
Opowieść, którą rozpoczął była długa, zawiła i straszna. Hermiona, która
wszystko, co najgorsze miała za sobą, nie wiedziała o całym złu i
niebezpieczeństwie, z którym musieli mierzyć się Ślizgoni, szczególnie Draco. Lucjusz
Malfoy, choć odbywający wyrok w Azkabanie nadal mógł poszczycić się koneksjami
i władzą. Odkąd trafił do więzienia gnębił swoją rodzinę, a gdy ta postanowiła
pójść dalej i zacząć nowe życie, uparł się, że im na to nie pozwoli. Właśnie w
tym momencie historii sprawa pojawienia się rannej Narcyzy, stała się
oczywista. Jasny stał się również atak na Draco, poprzedzony wysłaniem
czerwonej koperty. Gryfonka musiała przyznać, że zatrwożyło ją to, co właśnie
usłyszała. Utopijnie sądziła, że po pokonaniu Voldemorta, całe zło zostało
zniszczone wraz z nim. Jak naiwna była. Kiedy Zabini zakończył monolog długo
jeszcze siedzieli w ciszy, każde w swoich myślach. Blaise, który przez cały
czas trzymał obojętną minę, pragnął jedynie zostać sam. Trzymanie maski
wyważonego i spokojnego za bardzo mu ciążyło. Nie potrafił jednak otworzyć się
przed Granger. Dziwił się swojemu przyjacielowi, że się na to odważył. W pewien
sposób nawet rozumiał dlaczego. Oczy Hermiony były ciepłe i przyjazne, a jej
wzrok koił. Być może zyskałby w niej przyjaciółkę, gdyby tylko przezwyciężył
swoje demony. Jednak nic takiego się nie stało.
–
Nadal nie rozumiem – zaczęła nieśmiało dziewczyna – co z tym
wszystkim ma wspólnego teleportacja Malfoya?
–
To są już jego sztuczki i to jego powinnaś o to spytać – wyjaśnił szybko,
jakby nie chciał wyjawić ani jednego sekretu więcej.
Ustalili
swoje wspólne zeznania w razie dodatkowych pytań dyrektorki i pożegnali się w
ciszy. Dochodziła 23, kiedy Hermiona przeszła próg pokoju wspólnego.
~✿✿✿~
Oddaję w Wasze ręce najnowszy rozdział mojego opowiadania. Napisałam go jakiś tydzień temu, także to naprawdę świeżynka. Jeżeli zobaczycie jakieś błędy - koniecznie dawajcie mi znać! Napiszcie też, co sądzicie o samym rozdziale. Ściskam mocno!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Za każdy komentarz gorąco dziękuję ♥