piątek, 24 kwietnia 2020

Rozdział 17


            Hermiona wybiegła za czarodziejami. W ostatniej chwili złapała Blaise’a za ramię. Posłała mu pytające spojrzenie, ale strącił jej rękę i powiedział ostro:
– Nie teraz, Granger.
Jego słowa zmroziły Hermionę. Skołowana zatrzymała się na chwile, ale pod natarczywymi spojrzeniami Ślizgonów, wyszła z pokoju wspólnego. Nie mając lepszego pomysłu, pobiegła za Blaisem. Kierowała się bezpośrednio do Skrzydła Szpitalnego. Wpadła do pustego pomieszczenia łapiąc kontakt wzrokowy ze zdziwioną panią Pomfrey. Zdumiona zgubieniem tropu, rzuciła ciche przeprosiny i już jej nie było. W głowie kołatało jej wiele myśli. Od początku wiedziała, że leczenie Malfoya prostymi zaklęciami i eliksirami zwędzonymi z kantorka, nie jest najlepszym pomysłem, ale nie sądziła, że stan blondyna pogorszy się do tego stopnia. Klątwa? Trucizna? Nie miała pojęcia. Z każdą myślą pojawiało się w jej głowie coraz więcej pytań. Nie wiedziała, gdzie ma iść i co zrobić. Nadchodził wieczór a ona cały dzień znikała przed przyjaciółmi. Miała na głowie nie tylko Ślizgona, ale i własnych bliskich. Wiedziała, że niełatwo będzie się wytłumaczyć, ale nie miała wyjścia. Chciałaby mieć Zmieniacz Czasu albo chociaż Mapę Huńcwotów. Niestety, oba przedmioty straciła dawno temu. Musiała zmierzyć się z problemami bez pomocy magicznych sztuczek.
            W tym samym czasie eskortowano nieprzytomnego Draco do szpitala. Towarzyszył mu jego przyjaciel oraz, wezwany przed momentem, opiekun Slytherinu. Obaj mężczyźni byli zmartwieni i przygaszeni. W milczeniu przyglądali się to Malfoy’owi, to medykom. Gdy w końcu dotarli na miejsce, co wprawdzie trwało niezwykle krótko, ale dla wszystkich obecnych ciągnęło się w nieskończoność, usiedli w poczekalni. Lekarz długo się nie pojawiał, a to nie działało dobrze na samopoczucie Zabiniego. Walczył z wykluczającymi się wzajemnie emocjami, a bezsilność jaka mu teraz dokuczała, tylko pogłębiała ten stan. Pluł sobie w brodę, że nie posłuchał Granger wcześniej i nie posłał po jakąś kompetentniejszą pomoc. Liczył jednak, że przyjaciel szybko wróci do zdrowia, tak jak wiele razy wcześniej, gdy wracał z różnych podłych wypraw. Tym razem było inaczej i Blaise obwiniał się za to. W tej chwili chciał dwóch rzeczy: żeby jego przyjaciel wydobrzał i dać komuś w mordę. W przeciągu najbliższych godzin nie mógł liczyć na spełnienie żadnej z nich.
            Ku zdziwieniu Hermiony ani Harry, ani Ginny, a tym bardziej Ron, nie pytali jej, gdzie podziewała się przez cały dzień. Zajęci swoimi sprawami, zbliżającymi się Świętami i Merlin wie czym jeszcze, nie odnotowali zniknięcia przyjaciółki, co Hermiona przyjęła z ulgą. W miłej atmosferze bez trudnych pytań zjedli kolację, a później wspólnie udali się do pokoju wspólnego. Granger żałowała, że nie ma dzisiaj dyżuru, bo byłby świetnym pretekstem, by wyrwać się na chwilę i dowiedzieć się czegoś konkretniejszego w sprawie Malfoya. Musiała pogodzić się z tym, że pójdzie spać z głową pełną pytań i zmartwień. Tak, martwiła się. Od miesięcy nie widziała takiej gorączkowej krzątaniny jak dzisiejsza sytuacja z Malfoyem. Wszyscy byli bardzo przejęci, nerwowi i przestraszeni. Może powinna pójść do dyrektorki? Prędko odgoniła tą myśl. Nawet jeżeliby ją zastała, na pewno miała na głowie ważniejsze sprawy niż rozmowa z uczennicą. Hermiona była pewna, że prędzej czy później zostanie postawiona przed oblicze McGonagall, w końcu była świadkiem całego zajścia, a więc była w to zamieszana. Gdzie pojawiają się kłopoty tam zawsze jest Hermiona, Harry i Ron. Jak dziwnie czuła się z myślą, że tym razem jej nie towarzyszą, a jej kłopot, nie jest ich kłopotem. Westchnęła cicho i obróciła się na drugi bok. Zasnęła spoglądając na delikatną poświatę księżyca.
            Ostre światło jarzeniówek obudziło Blaise’a, który zasnął na twardym krześle poczekalni. W sekundę po uświadomieniu sobie, gdzie jest, poczuł ostry ból w karku i plecach. Metalowa obręcz wbijała się całą noc w jego kręgosłup. Jęknął próbując się wyprostować. Fatalny początek dnia. Później wcale nie było lepiej. Slughorn gdzieś przepadł, a żadna z pielęgniarek nawet nie zwróciła na niego uwagi. Parszywy dzień. Wstał i zaczął rozglądać się za magomedykiem, pod którego opieką znajdował się Malfoy.
– Przykro mi, ale nie mogę udzielić panu informacji, a lekarz, o którego pan pyta wyszedł niedawno. Zakończył zmianę – poinformowała recepcjonistka.
Zabini przeklął kobietę i usiadł z powrotem na morderczym krześle w poczekalni. Dzień, który tak się zaczął, nie mógł skończyć się lepiej. Ponure rozmyślania przerwało przybycie nauczyciela eliksirów w towarzystwie dwóch aurorów. Blaise nie tylko wiedział, że ta rozmowa będzie fatalna w przebiegu, dotarło do niego, że nie ma lepszego wyjścia niż spróbować zatuszować tyle ile będzie potrafił. Na skinienie Slughorna wstał i oddał się w ręce przymilnych czarodziejów.
– Czy wiadomo co z Draco? – spytał od razu, gdy znaleźli się w dyskretniejszej części budynku.
– Jego stan jest stabilny, ale… Nikt nie wie, co to było – przyznał nauczyciel i w zamyśleniu kontynuował  i czy się nie powtórzy.
– Obawiam się, że nie jestem w stanie pomóc – wyraził, nie bez skruchy w głosie, Blaise.
– A ja myślę, że jak najbardziej jesteś, a co więcej, właśnie to uczynisz – oznajmił najstarszy z czarodziejów, wskazując świstoklik.
Cała czwórka dotknęła niewinnie wyglądającej doniczki i chwilę później wylądowali na polanie. W oddali majaczył dostojny budynek szkoły. Zabini ze ściśniętą szczęką i gniewnym spojrzeniem szedł między aurorami, intensywnie kombinując jak wyjść cało z tej sytuacji i, jak się uda, wywinąć z niej przyjaciela.
            Tak jak przeczuwała Hermiona, wiadomość od dyrektorki pojawiła się zaraz po śniadaniu. Nie uszła ona uwadze jej przyjaciół, ale Gryfonka zbyła ich pytające miny cichym westchnięciem i wymijającym komentarzem o licznych obowiązkach Prefekta. Pożegnała się z uśmiechem, choć w głębi duszy była zmartwiona. Wiedziała, że dojdzie do rozmowy z dyrektorką, wczoraj nawet jej pragnęła, ale dzisiaj nie była tego pewna. Nadal nie miała wieści o stanie Malfoya a pozostali uczniowie chyba nie mieli pojęcia, co wydarzyło się wczoraj. Gdy aurorzy z dyrektorką na czele wparowali się do dormitorium, pokój wspólny Ślizgonów był wypełniony uczniami. Może zabroniono im pisnąć słówko?
            Gdy Gryfonka weszła do gabinetu McGonagall, Blaise już tam był, a razem z nim Slughorn i aurorzy. Panowała cisza, a ciche przywitanie Hermiony wybiło każdego z rozmyślań.
– Zapewne wiecie dlaczego się tu znaleźliście – zwróciła się dyrektorka do obojga uczniów. – Wczoraj w godzinach popołudniowych pan Zabini zgłosił się do mnie, by poruszyć – tutaj kobieta zawahała się na chwilę ­– sprawę nie cierpiącą zwłoki. Udział pana Zabiniego w całej tej akcji ­– dyrektorka zaakcentowała ostatnie słowo – jest dla mnie oczywisty, za to pani motywów, panno Granger, nie rozumiem.
Tutaj pojawił się problem. Hermiona nie wiedziała czy ma mówić prawdę, czy może zataić niektóre fakty. Nie miała kontaktu z Blaisem, niczego nie ustalili, a to zdecydowanie utrudniało sprawę. Cholera, zaklęła Gryfonka, patrząc przed siebie. Wiedziała, że nie ma wiele czasu, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Cholera. McGonagall wyczekiwała, a jej wyraz twarzy surowy i nieprzenikniony, nie zmienił się ani na sekundę.
– Czekałam na Blaise’a – wyznała w końcu.
– Może pani jaśniej?
– Czekałam na Blaise’a, pani dyrektor, tak się złożyło, że – tutaj Gryfonka zawahała się na chwilę, jednak widząc zachęcające spojrzenie Zabiniego, kontynuowała – spotykamy się… czasami… oczywiście jako Prefekci… i tak od słowa do słowa ­– zaczęła mówić coraz ciszej – wylądowałam w pokoju wspólnym Slytherinu, bo Blaise gdzieś przepadł…a byliśmy umówieni – teraz nagle przyśpieszyła chcąc zakończyć tę farsę – usłyszałam, że dzieje się coś na górze, a jako Prefekt Naczelna, sama pani dyrektor rozumie…
– Doprawdy ciekawe, panno Granger, nadal jednak nie rozumiem, dlaczego nikt nie poinformował mnie ani żadnego z nauczycieli o stanie pana Malfoya.
Hermiona przełknęła ślinę, ale nic nie odpowiedziała. Spojrzenie dyrektorki było coraz bardziej natarczywe, a Gryfonka była pewna, że kobieta przejrzała jej kłamstwo. Idiotyczne, infantylne kłamstwo, którego użyła, by chronić dwóch głupich Ślizgonów przed…? Sama nie wiedziała przed czym. Przed szlabanem? Nie byłaby to ich pierwsza kara i z pewnością nie ostatnia. Przed wyrzuceniem ze szkoły? Bardziej prawdopodobne, ale nadal mało sensowne. Hermiona uporczywie próbowała znaleźć odpowiedź na dręczące ją pytanie – po co broni tyłków dwóm durnym Ślizgonom?
– Stan pana Malfoya jest stabilny, ale nadal nie wiemy, co spowodowało to wszystko. Urok, zaklęcie, trucizna? Nie wiemy i jeżeli państwo nie zechcą nam pomóc prawdopodobnie zajmie to za dużo czasu, by pomóc waszemu przyjacielowi – oznajmiła dyrektorka, powoli dobierając każde słowo.
Przyjaciel. Hermiona nie dowierzała, że jeden wybryk Malfoya zrobił z niego jej przyjaciela. Z pogardą odsunęła tą myśl, ale zaraz później zaczęła analizować słowa McGonagall. Czy faktycznie szalone okoliczności zrobiły z niej i Draco przyjaciół?
– Jestem przekonany, że jest to czarnomagiczna klątwa, ta z rodzaju tych rzucanych przez śmierciożerców ­– oświadczył Zabini, wywołując tym konsternacje Hermiony.
Czyli jednak mówimy prawdę? Granger prychnęła pod nosem, ale nic nie powiedziała. Tępo wpatrywała się w blat dyrektorskiego biurka. Rozmowa płynęła dalej bez jej udziału i musiała przyznać, że ją to cieszyło. Blaise nie powiedział wszystkiego, ale wystarczająco, by kupić im czas i przy okazji pomóc w ratowaniu Malfoya. Hermiona musiała przyznać, że była pod wrażeniem sprytu Ślizgona. Najwidoczniej ściemnianie to dla niego nie pierwszyzna. Oddelegowani na lekcje, nie zamienili ze sobą ani słowa. Oboje wiedzieli, że to nie czas na pogawędkę. Byli pewni, że przez jakiś czas będą pilnie obserwowani. Dyskrecja była w cenie. Posłali sobie ostatnie zagadkowe spojrzenie, a później rozeszli się, każde w swoją stronę.
            Musiał minąć cały dzień, by Hermiona dostała wiadomość od Ślizgona. Zaczarowany list znalazła na stoliku nocnym. Ledwo go zauważyła, tak dobrze skrył się pod stertą podręczników. Blaise zaproponował spotkanie w Pokoju Życzeń, co wydawało się rozsądnym i bezpiecznym pomysłem. Gdy zegar w pokoju wspólnym wbił godzinę spotkania, Hermiona czmychnęła prosto w umówione miejsce. Jej wyjście nie wzbudziło ani podejrzeń, ani pytań – żadnego z trójki jej przyjaciół nie było wtedy w pobliżu. Dziewczyna żwawym krokiem wspięła się na siódme piętro i przywołała tajemnicze drzwi. Gdy pociągnęła za klamkę znalazła się w przestronnym pomieszczeniu urządzonym na modłę Slytherinu. Mogła się tego spodziewać.
– Prawie punktualnie – przyznał Blaise, odkładając na stolik kanciastą szklankę.
Gryfonka nic nie powiedziała, usiadła na wolnym fotelu. Przez moment próbowała ułożyć swoje dłonie, a później bez zbędnych pogaduszek, przystąpiła do monologu.
– Wmieszałeś mnie w sprawy, o których nie mam pojęcia. Nie mówisz mi wszystkiego, ale chcesz mojej pomocy. Każesz mi kłamać przed dyrektorką, choć tak naprawdę nie wiem po co, skoro wszystko jej wyśpiewałeś. O co w tym wszystkim właściwie chodzi i co, u licha, dzieje się z Malfoyem? – wygarnęła z wyrzutem.
– Nie ja cię w to wmieszałem, tylko Draco. Wyjaśnijmy to sobie już na starcie. Jakby ode mnie to zależało, nie miałabyś pojęcia o całej tej sprawie – wycedził a jego ton był nieprzejednany i ostry.
– Nie zmienia to tego, że od wczoraj jestem uwikłana w coś, czego nie rozumiem, bo nikt mi nie raczył wyjaśnić!
– Sprawy potoczyły się nie tak, jak planowaliśmy…
– A co planowaliście?
Spojrzenie Hermiony było dumne i wyniosłe. Nie czuła się komfortowo będąc pionkiem w rękach Zabiniego, ale nie pozwoliła sobie na słabość. Jej niepohamowana ciekawość poprowadziła ją w ramiona Ślizgonów, ale nie zamierzała im się poddać, dać oszukiwać i maglować. Chciała wiedzieć, co się dzieje. Miała przeczucie, że wysłuchując wiele dni temu historii Malfoya, uwikłała się w coś więcej niż tylko wczorajszy wypadek. Sprawa zaczęła przybierać niepokojący obrót.
– Słuchaj, naprawdę nie chce ci tego wszystkiego mówić, więc może po prostu ustalmy nasze stanowisko, gdyby pojawiło się więcej pytań i miejmy to za sobą – przyznał Ślizgon a jego ciemne oczy spoczęły na dłoniach Gryfonki.
– Jasne, a ja sobie pójdę jak gdyby nigdy nic i poudaję, że o niczym nie wiem!
– Świetnie, że mamy ten etap za sobą. Wracając do kon…
Nie, nie mamy. Zacznij gadać albo wstanę i pójdę prosto do dyrektorki. Nie będę robiła dobrej miny do złej gry skoro nie znam zasad – oznajmiła ostro.
Blaise tylko westchnął i opadł na fotel. Merlin mu świadkiem, że próbował odciągnąć Granger od faktów, ale jej upór był nieprzejednany. Skoro Malfoy zaczął śpiewkę to on ją zakończy. Może tak będzie lepiej? przeszło mu przez myśl.
Może napijesz się czegoś mocniejszego, Gryfoneczko? – zaproponował. – Trochę tutaj posiedzimy…
I zaczął swoją opowieść. Nie tylko o tajemniczym zdjęciu, ale i o Narcyzie, swojej matce i przede wszystkim Lucjuszu, przez którego wszyscy obawiali się najgorszego. Zabini miał rację, gdy mówił, że prędko nie wyjdą z Pokoju Życzeń. Opowieść, którą rozpoczął była długa, zawiła i straszna. Hermiona, która wszystko, co najgorsze miała za sobą, nie wiedziała o całym złu i niebezpieczeństwie, z którym musieli mierzyć się Ślizgoni, szczególnie Draco. Lucjusz Malfoy, choć odbywający wyrok w Azkabanie nadal mógł poszczycić się koneksjami i władzą. Odkąd trafił do więzienia gnębił swoją rodzinę, a gdy ta postanowiła pójść dalej i zacząć nowe życie, uparł się, że im na to nie pozwoli. Właśnie w tym momencie historii sprawa pojawienia się rannej Narcyzy, stała się oczywista. Jasny stał się również atak na Draco, poprzedzony wysłaniem czerwonej koperty. Gryfonka musiała przyznać, że zatrwożyło ją to, co właśnie usłyszała. Utopijnie sądziła, że po pokonaniu Voldemorta, całe zło zostało zniszczone wraz z nim. Jak naiwna była. Kiedy Zabini zakończył monolog długo jeszcze siedzieli w ciszy, każde w swoich myślach. Blaise, który przez cały czas trzymał obojętną minę, pragnął jedynie zostać sam. Trzymanie maski wyważonego i spokojnego za bardzo mu ciążyło. Nie potrafił jednak otworzyć się przed Granger. Dziwił się swojemu przyjacielowi, że się na to odważył. W pewien sposób nawet rozumiał dlaczego. Oczy Hermiony były ciepłe i przyjazne, a jej wzrok koił. Być może zyskałby w niej przyjaciółkę, gdyby tylko przezwyciężył swoje demony. Jednak nic takiego się nie stało.
– Nadal nie rozumiem – zaczęła nieśmiało dziewczyna – co z tym wszystkim ma wspólnego teleportacja Malfoya?
– To są już jego sztuczki i to jego powinnaś o to spytać – wyjaśnił szybko, jakby nie chciał wyjawić ani jednego sekretu więcej.
Ustalili swoje wspólne zeznania w razie dodatkowych pytań dyrektorki i pożegnali się w ciszy. Dochodziła 23, kiedy Hermiona przeszła próg pokoju wspólnego.
~✿✿✿~
Oddaję w Wasze ręce najnowszy rozdział mojego opowiadania. Napisałam go jakiś tydzień temu, także to naprawdę świeżynka. Jeżeli zobaczycie jakieś błędy - koniecznie dawajcie mi znać! Napiszcie też, co sądzicie o samym rozdziale. Ściskam mocno!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każdy komentarz gorąco dziękuję ♥

Mia Land of Grafic