sobota, 23 kwietnia 2016

Rozdział 10

          Draco zacisnął pięść, po czym wymierzył różdżkę w Hermionę. Dziewczyna przybrała odpowiednią pozycję. Rozejrzała się po sali. Harry uśmiechał się do niej, a Ron wyciągając pięść ku górze, krzyczał coś o zbiciu fretki na kwaśne jabłko. Gryfonka zastanawiała się w duchu, co za przypadek postawił ją i Dracona, znowu po różnych stronach barykady. Profesor uciszył podekscytowanych uczniów, w końcu niecodziennie można było obejrzeć takie widowisko. Mężczyzna położył dłoń na ramieniu szatynki i powiedział:
– Mam nadzieję, że nie muszę przypominać zasad pojedynku – na znak zgody obydwoje przytaknęli. Hermiona utkwiła wzrok w przeciwniku i nie zastanawiając się nad jego myślami, czekała na sygnał.– Nie pozabijajcie się – poprosił cicho.– Do dzieła! – krzyknął, a z jego różdżki popłynął zielony strumień światła. 
– Expelliarmus – wypowiedział Malfoy, chcąc szybko obezwładnić Hermionę. Nie udało mu się. Gryfonka miała duże doświadczenie w pojedynkach i nie zapomniała lekcji, którą dała jej Wielka Bitwa o Hogwart. By ją pokonać trzeba było nie lada wysiłku. 
– Densaugeo – szepnęła Gryfonka. Draco nie zorientowała się wystarczająco szybko, by odbić zaklęcie i tym sposobem Hermiona wydłużyła mu zęby. Uśmiechnęła się do niego szyderczo. Była to zemsta za jego zaklęcie na czwartym roku. Ślizgon chyba przypomniał sobie tę sytuację, bo skrzywił się z obrzydzeniem.
– Depulso – iskra wydobyła się z różdżki blondyna i mknęła szybko w stronę przeciwniczki. W ostatniej chwili Granger zamachnęła się i obroniła przed niewątpliwym upadkiem. 
– Furnunculus – wypowiedziała prędko, by wykorzystać chwilowe zdezorientowanie Malfoya. 
– Hermiono, pokonaj go, a nie rób z niego pośmiewiska – skarcił ją nauczyciel, choć na ustach wykwitł mu uśmiech. Ślizgon zacisnął zęby. Był zły na Granger, że bawi się jego kosztem i wystawia na szyderstwa ze strony uczniów. Chciał ostatecznie zakończyć ten pojedynek, jednak nie przemyślał tego dokładnie. W napływie gniewu krzyknął:
– Dysponea Cruor – ostatnią rzeczą, którą zobaczyła Hermiona nim straciła przytomność, była kałuża krwi i przestraszona twarz Ślizgona.
          Malfoy wraz ze swoim przyjacielem przemierzali ciemne korytarze zamku. Obydwoje byli zdenerwowani. Draco pobladł, a jego wzrok stał się jeszcze bardziej zimny i nieodgadniony. Przystanęli w ciemnym zaułku, mając pewność, że szybko ich nie znajdą. 
– Kurwa, Malfoy, co ty zrobiłeś? – huknął Zabini, przypierając blondyna do ściany. Patrzył się nienawistnym wzrokiem na Dracona, ściskając go za ramię. Obydwoje oddychali ciężko, a gniew gromadził się w ich ciałach. 
– Nie wiedziałem, że tak to się skończy – odkrzyknął, wydobywając się z uścisku Blaise'a.
– Nie wiedziałeś jak się skończy użycie czarnomagicznego zaklęcia? Serio? – zirytował się czarnoskóry.– Nie rozumiesz, co znaczy to słowo? Wytłumaczyć Ci? – krzyczał, a Draco z całej siły uderzył pięścią w zimną ścianę lochów. Szybko tego pożałował. Ból sparaliżował go na krótką chwilę. Czuł jakby złamał sobie kości, ale nie mógł teraz pójść do Skrzydła Szpitalnego. Nie mógł pójść nigdzie. Wiedział, że nowinka rozniosła się błyskawicznie i jest teraz najbardziej znienawidzonym człowiekiem w szkole. Zdenerwował się jeszcze bardziej, powoli przestawał nad sobą panować. Wiedział, że to co zrobił było idiotyczne, a konsekwencje tego zaklęcia będą ogromne. Dał się ponieść emocjom. Granger rozdrażniła go zwyczajnymi, lekkimi zaklęciami, a on posłał ją w jedną stronę do pani Pomfrey. Miał świadomość, że Potter albo co gorsze - Wieprzlej, zaraz go znajdą i nie będzie mógł liczyć na litość z ich strony. 
– Idź już – rozkazał.– Lepiej byś na razie się ze mną nie pokazywał, póki sprawa w jakiś magicznych okolicznościach nie ucichnie...– dodał, choć sam nie wierzył w to, by kiedykolwiek zapomniano o tym incydencie. Zabini kiwnął głową i ulotnił się w mgnieniu oka. Był zły na przyjaciela, wściekłość w nim buzowała, ale wiedział też, że to co zrobił Malfoy nie było w pełni zamierzone. Wierzył mu, że nie znał konsekwencji tego zaklęcia, ale nie mógł mu wybaczyć bezmyślności, która sprowadziła na niego gniew całej szkoły. Nie byli gówniarzami, by użycie jakiegokolwiek zakazanego zaklęcia, nie wiązało się z nieprzyjemnymi następstwami. 
          Hermiona leżała w Skrzydle Szpitalnym od kilku godzin. Przez ten czas nie było momentu, by leżała sama. Przychodzili do niej praktycznie wszyscy. Niestety nie mogła tego wiedzieć, bo zapadła w śpiączkę. Pani Pomfrey uspokajała wszystkich, że za najpóźniej kilka dni, młoda pacjentka się wybudzić. Dzięki szybkiej reakcji nauczyciela, a także szkolnej pielęgniarki, zdrowiu Gryfonki niewiele zagraża. Ratowanie czarodziejów, na których użyto zaklęcia czarnomagicznego nie jest łatwym zadaniem, ale w tym przypadku można mówić o wielkim szczęściu. Przy przyjaciółce siedziała Ginny. Trzymała szatynkę za rękę, opowiadając o tym jak Harry i Ron przeszukują każdy kącik szkoły w poszukiwaniu Malfoy'a. Ruda pozostawiła na stoliku ulubione książki Gryfonki. Pożegnała się i cicho udała się do wyjścia. Kiedy Ślizgon zauważył, że ostatnia osoba wyszła ze Skrzydła Szpitalnego, wślizgnął się zaraz za nią. Hermiona była jedyną pacjentką, dlatego nietrudno było znaleźć jej łóżko. Była obładowana różnorakimi słodyczami i magicznymi drobiazgami. Przewrócił oczami na widok tych wszystkich niepotrzebnych śmieci i usiadł na skraju łóżka. Spojrzał na twarz szatynki. Była kredowobiała, a na jej policzkach widać było blade, ledwo dostrzegalne rumieńce. Wyglądała na mocno osłabioną i zmęczoną. Oddychała płytko i z pewną trudnością. Widząc ją w takim stanie jeszcze bardziej był na siebie zły. Zacisnął zęby i przymknął na chwilę oczy. Usłyszał krzątaninę przy gabinecie pielęgniarki, więc gwałtownie wstał i wyszedł niezauważony. Znakiem jego obecności była delikatna woń perfum. Blondyn udał się prosto na spotkanie z dyrektorką, dziękując w duchu, że po drodze nie napotkał żadnego ucznia.
         Zatrzymał się przed wejściem do gabinetu pani dyrektor. Wiedział, że nie będzie to prosta rozmowa i pewna część jego umysłu nie chciała w ogóle znaleźć się w tym miejscu. Mimo to miał świadomość tego, że jeżeli nie stawi się wcale, może dojść do tego, że wyrzucą go ze szkoły. Rozwiązałoby to wiele jego problemów, ale obiecał matce ukończyć Hogwart i zdania tego miał zamiar dotrzymać. Wypowiedział hasło i już po chwili wdrapywał się po krętych schodach. McGonagall siedziała przed swoim biurkiem i uważnie czytała list. Spojrzała na Dracona i klasnęła na jego widok. Wstała i podnosząc lekko za długą szatę, podeszła do Ślizgona. Jej twarz była już bardzo zmęczona, ale troska jaka biła z jej oczu, podniosłaby na duchu każdego. Dotknęła ramienia młodzieńca i zachęciła go, by usiadł.
– Malfoy, mam nadzieję, że jesteś świadomy tego, że sytuacja, która dzisiaj miała miejsce... Nie działa na twoją korzyść – powiedziała głośno i surowo. Blondyn postanowił, że dla własnego dobra nie będzie się wypowiadał, by jak najszybciej przebrnąć przez rozmowę i udać się do dormitorium. Wiedział, że czeka go kara, ale nie miał potrzeby negocjować z dyrektorką. Był gotów na najgorszą z nich. Kobieta przeszła przez pokój, po czym usiadła na swoim fotelu i wbiła wzrok w ucznia.- Czy możesz mi to wszystko wyjaśnić? - spytała, a w jej głosie słychać było zniecierpliwienie i niepokój.
– Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Zachowałem się nieodpowiedzialnie wykorzystując zaklęcie, którego działania nie znałem – przyznał, spoglądając pustym wzrokiem na blat stołu. 
– Nie mogę zostawić tego bez kary. Jeszcze dzisiaj wyślę sowę do twojej matki, a ty będziesz musiał odbyć karę – oświadczyła stanowczo.– Zwalniam cię również z funkcji Prefekta Naczelnego. Sam rozumiesz, że po tym incydencie, nie możesz stanowić przykładu dla uczniów.– Był na to przygotowany, ale jednak zabolało go to. Podobała mu się niezależność i władza, która otrzymał na początku roku. Trudno będzie mu się przestawić.
– Rozumiem. Czy mogę wrócić już do dormitorium? – spytał zimno. Dyrektorka przytaknęła i pożegnała się z uczniem. Chwile później Malfoy znajdował się już na zimnym korytarzu. Wokół było zupełnie cicho, a za oknami gościła już noc. Blondyn zrobił kilka kroków i rozpłynął się w ciemności. 
         Pokój Wspólny Gryffindoru oświetlony był przez grający w kominku ogień. Na kanapach i dywanie siedziało wiele uczniów, którzy w ostatniej chwili pisali wypracowania i prace domowe. Towarzyszyły temu śmiechy i ciche rozmowy. Ginny rozdawała czekoladowe babeczki dzielnym pierwszakom, a Harry z Ronem grali w magiczne szachy. Nawet obrazom udzieliła się radosna atmosfera i wesoło gawędziły na bieżące tematy. Z czasem salon Gryfonów opustoszał i zostało zaledwie kilka osób. Weasley przeciągnął się głośno i pod pretekstem porannych zajęć, udał się do dormitorium. Korzystając z krótkiej chwili wolności od przyjaciół, Harry przyciągnął do siebie ukochaną. Pocałował rudowłosą piękność w usta, uśmiechając się na widok jej rumieńców. Cieszył się, że Voldemort został pokonany, a on w końcu mógł zażyć spokojnego życia przy swojej dziewczynie. Chciał by ich ostatni wspólny rok w Hogwarcie był pozbawiony niepokojów i napięcia. Teraz na drodze do ich szczęścia nie stały żadne przeciwności losu. Kiedy Ginny poszła do sypialni, Potter jeszcze przez chwilę obserwował szczere uśmiechy przyjaciół z Zakonu Feniksa. Żałował, że nie był w stanie wygrać i dla nich, lepszego jutra. 
~✿✿✿~
Hej! Po roku przerwy dodaję kolejny rozdział tej historii. Mam nadzieję, że nie pozjadałam liter i nie pomieszałam innych spraw. Można czytać po tysiąc razy jeden rozdział, a nadal nie zauważy się wszystkich błędów. Dajcie znać jak Wam się podoba. Trzymajcie się!

5 komentarzy:

  1. Podoba mi się styl jakim piszesz, jest lekki i przyjemny.
    Zauważyłam, że nie tylko ja lubię chwiejnego emocjonalnie Dracona:)
    Jedyną rzeczą dla mnie nie jasną jest zachowanie przyjaciół Hermiony. Rozumiem, że nie będą przy niej siedzieć przez cały czas, jednak Harry i Ginny jakich znam z powieści Rowling nie siedzieliby uśmiechnięci, podczas, gdy ich przyjaciółka zapadła w śpiączkę.
    Jednakże jest to twoje opowiadanie i to ty kreujesz bohaterów:)
    Życzę weny i pozdrawiam!
    Letothers.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Draco, ty idioto. Jak on mógł, zła na niego jestem. Co prawda to prawda nie chciał ale faceci czasami nic nie kumają. Życzę weny i czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej haj hello :D
    Fajnie jest wrócić do czegoś, co czyta się tak łatwo i szybko. Lekko zaskoczyłaś mnie takim finałem pojedynku Dracona i Hermiony, chociaż jestem absolutnie na tak! Doskonale przekonałaś mnie do odczuć Dracona i wyrzutów sumienia, które niewątpliwie miał. A fakt że odwiedził Hermionę w skrzydle szpitalnym tylko przemawia na jego korzyść :D
    Życzę weny i czekam na next
    Iva Nerda
    kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. – Mam nadzieję, że nie muszę przypominać zasad pojedynku – (N)na znak zgody obydwoje przytaknęli.
    – Depulso – (I)iskra wydobyła się z różdżki blondyna i mknęła szybko w stronę przeciwniczki.
    – Dysponea Cruor – o(O)statnią rzeczą, którą zobaczyła Hermiona(,) nim straciła przytomność, była kałuża krwi i przestraszona twarz Ślizgona.

    ZAKLĘCIA POWINNO PISAĆ SIĘ KURSYWĄ.

    – Nie wiedziałeś(,) jak się skończy użycie czarnomagicznego zaklęcia? Serio? – zirytował się czarnoskóry. (brak spacji)– Nie rozumiesz, co znaczy to słowo?
    Czuł(,) jakby złamał sobie kości, ale nie mógł teraz pójść do Skrzydła Szpitalnego.
    Wiedział, że to(,) co zrobił było idiotyczne, a konsekwencje tego zaklęcia będą ogromne.
    – Idź już – rozkazał. (brak spacji)– – Lepiej byś na razie się ze mną nie pokazywał, póki sprawa w jakiś magicznych okolicznościach nie ucichnie... (brak spacji)– – dodał,
    też, że to(,) co zrobił Malfoy nie było w pełni zamierzone.
    dni, młoda pacjentka się wybudzić (wybudzi). Dzięki szybkiej reakcji nauczyciela, a także szkolnej pielęgniarki, zdrowiu Gryfonki niewiele zagraża(ł). Ratowanie czarodziejów, na których użyto zaklęcia czarno magicznego(,) nie jest łatwym zadaniem, ale w tym przypadku można *było) mówić o wielkim szczęściu.
    Hermiona była jedyną pacjentką, dlatego nietrudno było znaleźć jej łóżko. Była obładowana różnorakimi słodyczami i magicznymi drobiazgami. Była kredowobiała, a na jej policzkach widać było blade, ledwo dostrzegalne rumieńce.
    Widząc ją w takim stanie(,) jeszcze bardziej był na siebie zły.
    Jej twarz była już bardzo zmęczona, ale troska(,) jaka biła z jej oczu, podniosłaby na duchu każdego.
    wzrok w ucznia. (masz dywiz, nie masz spacji, to samo przy następnym myślniku))- Czy możesz mi to wszystko wyjaśnić? - spytała, a w jej głosie słychać było zniecierpliwienie i niepokój.
    – Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Zachowałem się nieodpowiedzialnie(,) wykorzystując zaklęcie, którego działania nie znałem – przyznał, spoglądając pustym wzrokiem na blat stołu.
    oświadczyła stanowczo. (masz dywiz, nie masz spacji) – Zwalniam cię również z funkcji Prefekta Naczelnego. Sam rozumiesz, że po tym incydencie, nie możesz stanowić przykładu dla uczniów. (masz dywiz, nie masz spacji) – Był na to przygotowany, ale jednak zabolało go to.
    Chciał(,) by ich ostatni wspólny rok w Hogwarcie był pozbawiony niepokojów i napięcia. Żałował, że nie był w stanie wygrać i dla nich, (bez przecinka)lepszego jutra.

    OdpowiedzUsuń

Za każdy komentarz gorąco dziękuję ♥

Mia Land of Grafic