Korytarzami uśpionej szkoły, przechodziła trójka przyjaciół. Nie chowali się już pod peleryną niewidką, ale wciąż byli bardzo ostrożni i cisi. Dwie rude postacie zatrzymały się na moment, by na powrót przyspieszyć kroku i dogonić kruczoczarnego chłopaka. Skręcili w prawo, a ich oczom ukazały się duże miodowobrązowe drzwi. Popchnęli je wspólnie i sekundę później znajdowali się w dużym pomieszczeniu. Otaczały ich szpitalne łóżka i parawany. Podeszli do swojej przyjaciółki, która już czwarty dzień leżała uśpiona. Powoli na jej twarzy pojawiały się kolory, a oddech stawał się pewniejszy. Ginny usiadła blisko przyjaciółki, a jej towarzysze stali przypatrując się Hermionie. Rudowłosa dziewczyna nakryła ją kołdrą po sam czubek nosa i jeszcze przez chwilę poprawiała materiał wokół jej nóg. Z natury była troskliwa, a stan szatynki martwił ją do tego stopnia, że stała się jeszcze bardziej opiekuńcza niż zazwyczaj. Otworzyła okno nad łóżkiem przyjaciółki.
– Zwariowałaś, Ginny? Na dworze jest lodówa, zamarzniemy! – powiedział Ronald, odruchowo krzyżując ręce. Spojrzał trochę rozeźlony na siostrę, jednak ta zdawała się nie zwracać na niego uwagi. Siedziała i w milczeniu obserwowała twarz dziewczyny. Miała nadzieję, że już dzisiaj się wybudzi, a coraz lepszy wygląd Hermiony, tylko ją w tym upewniał. Pani Pomfrey podeszła do trójki Gryfonów i posłała im ciepły, lecz przygaszony uśmiech. Przywitali się z pielęgniarką, a ta podeszła do pacjentki i zaczęła podawać jej lekarstwa.
– Jak się ma Hermiona? – spytał chłopak w okularach, który do tej pory milczał, jakby skupiony na jakiejś odległej sprawie. Zawsze czuł się odpowiedzialny za swoich przyjaciół. Wiele razem przeszli i nie wyobrażał sobie, że nagle któregoś z nich mogłoby zabraknąć. Jego więź z Hermioną była szczególna. Mogli ufać sobie bezgranicznie, polegali na sobie w każdej sytuacji. Wiedział, że cokolwiek by nie postanowił, pierwszą osobą, która go poprze będzie właśnie ta delikatna Gryfonka.
– Jak widać, ma się lepiej, ale poleży dłużej niż myślałam – stwierdziła ze smutkiem i spojrzała na zmartwione twarze uczniów. Pod jej opieką często zostawali Harry, Ron i Hermiona. Pamiętała nieszczęsną rękę Harry'ego, jego upadek z miotły, a także upadek Ronalda. Kochała te dzieci, mimo że już przestali być nierozgarniętymi i porywczymi uczniakami, a stali się dorośli, odpowiedzialni i dzielni w obliczu zagrożeń.
– Co to znaczy? Jest za słaba, żeby się wybudzić? – spytała Ginewra, a w jej oczach można było zauważyć skrzętnie skrywane przerażenie.
– Na każdego czarnomagiczne zaklęcia działają trochę inaczej. Najwyraźniej panna Granger potrzebuje więcej czasu, by się zregenerować, ale jej życiu nic nie zagraża – oznajmiła ze spokojem i wstała. Po chwili zniknęła gdzieś w labiryncie łóżek. Przyjaciele trwali przy przyjaciółce do pierwszej lekcji. Następnie mimo niechęci musieli udać się na transmutacje. Wyjątkowo żałowali, że we wtorek nie mają lekcji ze Ślizgonami. Nierozwiązana sprawa Draco ciągnęła się za nimi i sprawiała, że czuli się coraz bardziej sfrustrowani. W przypadku Rona ta bezradność osiągnęła niebezpieczny poziom.
– Zwariowałaś, Ginny? Na dworze jest lodówa, zamarzniemy! – powiedział Ronald, odruchowo krzyżując ręce. Spojrzał trochę rozeźlony na siostrę, jednak ta zdawała się nie zwracać na niego uwagi. Siedziała i w milczeniu obserwowała twarz dziewczyny. Miała nadzieję, że już dzisiaj się wybudzi, a coraz lepszy wygląd Hermiony, tylko ją w tym upewniał. Pani Pomfrey podeszła do trójki Gryfonów i posłała im ciepły, lecz przygaszony uśmiech. Przywitali się z pielęgniarką, a ta podeszła do pacjentki i zaczęła podawać jej lekarstwa.
– Jak się ma Hermiona? – spytał chłopak w okularach, który do tej pory milczał, jakby skupiony na jakiejś odległej sprawie. Zawsze czuł się odpowiedzialny za swoich przyjaciół. Wiele razem przeszli i nie wyobrażał sobie, że nagle któregoś z nich mogłoby zabraknąć. Jego więź z Hermioną była szczególna. Mogli ufać sobie bezgranicznie, polegali na sobie w każdej sytuacji. Wiedział, że cokolwiek by nie postanowił, pierwszą osobą, która go poprze będzie właśnie ta delikatna Gryfonka.
– Jak widać, ma się lepiej, ale poleży dłużej niż myślałam – stwierdziła ze smutkiem i spojrzała na zmartwione twarze uczniów. Pod jej opieką często zostawali Harry, Ron i Hermiona. Pamiętała nieszczęsną rękę Harry'ego, jego upadek z miotły, a także upadek Ronalda. Kochała te dzieci, mimo że już przestali być nierozgarniętymi i porywczymi uczniakami, a stali się dorośli, odpowiedzialni i dzielni w obliczu zagrożeń.
– Co to znaczy? Jest za słaba, żeby się wybudzić? – spytała Ginewra, a w jej oczach można było zauważyć skrzętnie skrywane przerażenie.
– Na każdego czarnomagiczne zaklęcia działają trochę inaczej. Najwyraźniej panna Granger potrzebuje więcej czasu, by się zregenerować, ale jej życiu nic nie zagraża – oznajmiła ze spokojem i wstała. Po chwili zniknęła gdzieś w labiryncie łóżek. Przyjaciele trwali przy przyjaciółce do pierwszej lekcji. Następnie mimo niechęci musieli udać się na transmutacje. Wyjątkowo żałowali, że we wtorek nie mają lekcji ze Ślizgonami. Nierozwiązana sprawa Draco ciągnęła się za nimi i sprawiała, że czuli się coraz bardziej sfrustrowani. W przypadku Rona ta bezradność osiągnęła niebezpieczny poziom.
✿
Draco Malfoy wylądował na szlabanie u pani Pince. Był to jeden z etapów jego kary. W praktyce wyglądało to tak, że pojawiał się tam, gdzie akurat potrzebna była osoba od czarnej roboty. Nie robiło to na nim wrażenia, ba, był zdziwiony lekkością tego obowiązku. Stara bibliotekarka kazała mu oczyścić stare księgi, poukładać je na regałach i przypilnować pierwszorocznych. Co prawda, to ostatnie zadanie powierzyła mu z pewną dozą nieufności, ale zajęta sporządzaniem dokumentacji nie miała lepszego wyboru. Dla Ślizgona pilnowanie rozkrzyczanych uczniów było mało przyjemnym zajęciem. Postanowił uspokoić rozbrykanych Puchonów, co rusz szykując im niespodzianki. Na początku zrzucał co mroczniejsze książki tuż przed oczyma dzieci. I choć na początku dostrzegł błysk przerażenia, gdy jedna z pulchniejszych dziewczyn przeczytała Lista Najmroczniejszych Bestii Zakazanego Lasu tuż przed swoim okrąglutkim noskiem, to później nie robiło to na nikim wrażenia. Czasami przechodząc cicho między regałami, doczarowywał któremuś uczniowi ogon albo kocie wąsy. Kiedy Puchoni pojęli, że nie są mile widziani w bibliotece, szybko się ulotnili. Poza tym ekscesem wśród książek było mu nudno i nijako. Zaczął rozmyślać o rodzicielce i jej wizycie w Hogwarcie. Chciał ją w końcu zobaczyć, jednak bał się, że stres, którego dozna, zaszkodzi jej zdrowiu. Nie był dumny ze swojego postępowania w pojedynku, ale wiedział, że czasu nie cofnie. Żałował, że pojawił się na tamtych zajęciach. Obiecał sobie, że będzie ostrożniejszy. Nawet nie dlatego, by chronić siebie, ale by nie dokładać matce zmartwień. Drzwi otworzyły się głośno i do biblioteki wszedł Potter, a za nim Weasley. Mina rudzielca nie wróżyła nic dobrego, za to Harry wydawał się spokojny i opanowany. Podeszli do Dracona, niemal przypierając go do ściany. Jadowite spojrzenie Ronalda dopadło Malfoya. Widać, że ledwo się powstrzymywał od użycia ostrych słów.
– Musimy porozmawiać – oznajmił chłopak z blizną. Jego głos był dobitny i zdecydowany. Blondyn przytaknął i w trójkę wysunęli się z pomieszczenia. Przeszli kilka kroków zatrzymując się przy pomniku. Rudzielec złapał mocno za szatę Ślizgona, wbijając paznokcie w jego klatkę piersiową.
– Dobrze się bawisz, widzę – wycedził Ronald.– Najpierw załatwiłeś nam przyjaciółkę, a teraz straszysz pierwszaków? Myślisz, że nie widzieliśmy tych dzieciaków wybiegających z biblioteki? Akurat na twoim dyżurze – jego uścisk nie zmalał, a słowa wypływały z jego ust niczym jad. Ślizgon odepchnął od siebie Weasleya. Wbrew pozorom, nie był on ciężki i popchnięcie go nie stanowiło problemu. Harry przytrzymał przyjaciela, próbując myśleć za nich oboje. Starał się zachować zimną krew. Wiedział, że nie może sobie pozwolić na bójkę. Nie są już dziećmi i za swoje czyny odpowiadają jak dorośli.
– Co to było za zaklęcie i czemu rzuciłeś nim w Hermionę? – spytał Potter. Draco uderzył pięścią w zimny mur za sobą. Zrezygnowany oparł się o ścianę.
– Nie wiem, rozumiecie? Nie mam pojęcia. Po prostu go użyłem. Nie wiedziałem co się stanie. Nie chciałem skrzywdzić Granger – przyznał. Jego głos daleki był od wyrażenia skruchy i ubolewania, jednak nie można było odebrać mu szczerości. Draco nie kłamał.
– Służyłeś Voldemortowi, w twoim otoczeniu mówiono różne zaklęcia, a ty po prostu wymawiasz jedno z nich? – zadrwił Harry. Oderwał na chwilę wzrok od swojego rozmówcy, by dać sobie sekundę na zrozumienie. Potrząsnął głową, po czym podniósł wzrok na Malfoya. Przez głowę przeszło mu wiele niepochlebnych sformułowań.
– Mój ojciec służył – wycedził blondyn, nie potrafił ukryć wstrętu z jakim wypowiedział to zdanie.
– Nie obchodzi mnie kto - powiedział głośno Potter.– Fakt jest faktem. Obracałeś się w towarzystwie śmierciożerców. Nawet nieświadomie twoja głowa jest przesiąknięta czarnomagicznymi zaklęciami. Jak mogłeś pozwolić sobie na coś takiego? A jakby to skończyło się gorzej? Gdybyś powiedział inną klątwę, a Hermiony już by z nami nie było? – Emocje całkowicie nim zawładnęły, a słowa niosły się głośnym echem. Kilku uczniów przystanęło w oddali i przypatrywało się scenie.– Wtedy też byś powiedział ,,po prostu użyłem''?
– Ale tak się nie stało.
– Ale mogło, tchórzliwa fretko – dodał Weasley patrząc z obrzydzeniem na Dracona. Chłopak spojrzał prosto w niebieskie tęczówki Gryfona, ale nie powiedział nic więcej. Wysłuchał Pottera, a gdy ten skończył blondyn mruknął ciche zgoda. Chwile później zniknął za drzwiami biblioteki. Ogromny ciężar uwolnił się z jego ramion i karku. Odetchnął, dając sobie kilka sekund na uspokojenie. Jego serce biło szybciej niż zazwyczaj, a dłonie lekko drżały. Gdy otworzył przymknięte powieki, spotkał się z pytającym wzrokiem pani Pince. Odwrócił gwałtownie głowę i ruszył w głąb regałów.
✿
– Możesz próbować uciekać, chować się przede mną, ale ja i tak cię dopadnę – powiedział mężczyzna pochylając się nad nią. Jego nieludzko zimny oddech, obłęd w oczach i blada cera, przeraziły ją.
~✿✿✿~
Witajcie! Właśnie przeczytaliście rozdział 11. Jeżeli ktoś śledzi bloga od początku zapewne domyśla się kto okaże się tą tajemniczą postacią. Ostatnia scena jest kontynuacją pewnego wątku z poprzednich rozdziałów. Bawcie się w Sherlocka i powiedzcie mi - o kogo chodzi? Ściskam!~
Hejo hejoooo :D
OdpowiedzUsuńNo i tu mnie przechytrzyłaś. Wprawdzie Sherlock to mój ukochany detektyw, oglądałam wszystkie filmy i seriale z nim w roli głównej (począwszy od tych z końcówki lat 70-tych, gdzie tytułowy bohater był grubym i starszawym jegomościem, aż po seriale z 2-15 roku, których sezon ograniczał się tylko do 3 odcinków! Dasz wiarę?! )
Biorąc to pod uwagę, mogłabym się czuć za eksperta w rozwiązywaniu kryminalnych zagadek, ale uwierz mi nie mam pojęcia kto jest tą tajemniczą postacią! Tzn pewne swoje domysły mam, ale moja wyobraźnia często mnie ponosi, więc głupotą byłoby snucie domysłów, które pewnie i tak nie pokryją się z Twoją wizją. A ta wizja jest całkiem niezła! Idealnie wykreowany mroczny klimat ostatniej części, lekki, niezobowiązujący styl na początku ( który dało się wyczuć, mimo poległej na szpitalnym łóżku Hermiony) ot, klasyczny kunszt literacki tej opowieści!
I może to zabrzmi dziwnie, ale szkoda mi naszego kochanego Dracze. Jak ma udowodnić im wszystkim, że zrobił to wszystko niechcący...?
Życzę większej ilości czasu, bo jak widzę wena nadal dopisuje!
Pozdrawiam, Iva Nerda
Korytarzami uśpionej szkoły, (bez przecinka) przechodziła trójka przyjaciół
OdpowiedzUsuńPrzeszli kilka kroków(,) zatrzymując się przy pomniku.
Akurat na twoim dyżurze – (J)jego uścisk nie zmalał, a słowa wypływały z jego ust niczym jad.
Nie wiedziałem(,) co się stanie.
– Nie obchodzi mnie kto - powiedział głośno Potter.– Fakt jest faktem.
przypatrywało się scenie.– Wtedy też byś powiedział ,,po prostu użyłem''?
– Ale mogło, tchórzliwa fretko – dodał Weasley(,) patrząc z obrzydzeniem na Dracona.
cię dopadnę – powiedział mężczyzna(,) pochylając się nad nią. Jego nieludzko zimny oddech, obłęd w oczach i blada cera, przeraziły ją.