Ostatni tydzień nauki przed przerwą
świąteczną miał się ku końcowi. Od spotkania z Blaisem nic nowego się nie
wydarzyło. Sprawa nieoczekiwanie przycichła, a Hermiona nie dostawała żadnych
wiadomości ani od dyrektorki, ani od Ślizgona. Pogodziła się z tym, że przed
wyjazdem ze szkoły, nie spotka Draco a co za tym idzie, nie dowie się
wszystkiego. Opowieść Zabiniego mocno utkwiła w jej pamięci i wiele razy
mimowolnie do niej wracała. Szczegółowe opisy poczynań Lucjusza atakowały ją w
najmniej spodziewanych momentach. Nigdy nie uważała Malfoya seniora za
człowieka honorowego, ale nie sądziła, że był potworem także dla swojej
rodziny. Postępowanie jego syna stało się dla Gryfonki jaśniejsze i potrafiła
sobie wyobrazić strach jaki nim kierował. Zdecydowanie przebaczyła Draconowi
jego dawne występki. Nie mogła w nieskończoność gniewać się za jego wyzwiska
czy złośliwości. Szczególnie po tym, co jej powiedział. Nie wiedziała tylko jak
o tym wszystkim porozmawiać z przyjaciółmi. Nie chciała wyjawiać sekretów
Ślizgonów, ale musiała przyznać, że czuła ich ciężar. Nigdy przedtem nie miała
tajemnic przed Harrym. Ta nowa sytuacja mieszała w jej głowie. Nie sądziła, że
jej przyjaciele łatwo wybaczą Malfoyowi. Miała też pewne wątpliwości, co do ich
reakcji względem jej uczuć do Ślizgona.
✿
W sobotni poranek czwórka Gryfonów skierowała
się na peron, by udać się do Nory. Dzień był pogodny a spadający z nieba śnieg,
wprowadzał zgromadzonych w świąteczny nastrój. Zanim wsiedli do pociągu,
żegnali się ze swoimi znajomymi. Niektórzy poczuli chęć na śnieżną bitwę, która
dla wielu z jej uczestników skończyła się całkowitym przemoczeniem ubrań.
–
Już wprost nie mogę się doczekać świątecznego ciasta mamy – rozmarzył
się Ronald, wywołując przy okazji uśmiechy na twarzach swoich przyjaciół.
Wszyscy
odczuwali lekkość na myśl o świętach spędzonych w spokojnej i rodzinnej
atmosferze. Hermiona, która miała spędzić Boże Narodzenie w Norze, myślami była
z rodzicami. Cieszyła się na myśl o tym, że tego czasu nie spędzi sama a mimo
to marzyła, by mogli do niej dołączyć jej bliscy.
–
Jeżeli znowu masz zamiar zjeść całą blaszkę sam, Ronaldzie, to lepiej już teraz
pisz sowę do mamy. Może zdąży poszerzyć ci twój nowy sweter – wytknęła mu
Ginny.
Rudzielec
spojrzał groźnie na swoją siostrę, ale nic nie powiedział. Wszedł do wolnego
przedziału, zajmując miejsce przy oknie. Reszta Gryfonów przysiadła się do
niego i zaczęli rozmawiać o planach na najbliższe dni.
✿
Blaise Zabini siedział kilka
przedziałów dalej. Niechętnie rozmawiał z Pansy, a jeszcze częściej po prostu
milczał. Jego myśli krążyły wokół matki i Malfoya. Planował odwiedzić
przyjaciela, gdy tylko opuści pociąg. Zastanawiał się, gdzie ostatecznie
przyjdzie mu spędzić święta i, choć nie bardzo odczuwał konieczność
celebrowania, chciał spotkać się ze swoją matką. Niestety, nie dostawał od niej
wieść od bardzo długiego czasu. Liczył, że dowie się czegoś więcej po rozmowie
z Narcyzą. Był pewien, że spędza teraz każdą wolną chwilę przy Draco. Nie
dziwił się temu i nawet się z tego cieszył. Jego przyjaciel potrzebował przy
sobie bliskiej osoby, a szpital był dodatkowo jednym z bezpieczniejszych
miejsc. Wiedział, że póki Narcyza przebywa właśnie tam, włos jej z głowy nie
spadnie.
–
Myślisz, że to dobry pomysł? – spytała głośno Pansy, wyrywając Blaise’a z
rozmyślań.
–
Co jest dobrym pomysłem?
–
Bym poszła z tobą odwiedzić Draco – powiedziała obruszona jego nieuwagą.
–
Nie sądzę, Pansy. Dobrze mu zrobi jak trochę od ciebie odpocznie
– zażartował Zabini, posyłając jej zawadiacki uśmiech.
Ślizgonka
spojrzała na niego spode łba i odwróciła się do okna. Resztę podróży spędzili w
milczeniu.
✿
Świąteczne przygotowania w Norze nie
straciły nic ze swojej gorączkowej krzątaniny, mimo że w tym roku przy stole
miało spotkać się mniej osób. Molly gotowała i sprzątała na zmianę, znajdując
czas na zaganianie dzieci do pomocy. Od rana do wieczora w domu panował zgiełk
i hałas. Dla nieuważnego oka mogłyby to być zwyczajne święta, a jednak takie
nie były. Wszyscy znajdowali sobie jak najwięcej zajęć, by odgonić natarczywe
myśli. Wielu bliskich nie zobaczą w tegoroczne Boże Narodzenie ani w żadne
kolejne. Ciężar tej straty stawał się momentami nie do zniesienia. Tępy ból i
bezradność dotykały każdego z mieszkańców domu. W tym przypadku nigdy nie miało
być lepiej, każde kolejne rodzinne spotkania będą przypominały o śmierci
najbliższych, a wzrok mimowolnie będzie kierował się w puste miejsca przy
stole.
Na szczycie nowego domu Weasleyów
siedziała Hermiona. Wzrokiem obejmowała granatowe niebo, a jej umysł delektował
się ciszą i namiastką spokoju.
–
Dzieło Molly – powiedział Harry, podając dziewczynie kubek z parującą
czekoladą.
Uśmiechnęła
się ciepło odbierając od przyjaciela napój. Chwilę później poczuła jak chłopak
siada obok niej. Z najwyższej części domu można było najlepiej obserwować sklepienie
niebieskie. Dzisiejszej nocy było wyjątkowo piękne – bezchmurne, usiane
gwiazdami. Przez kilka minut patrzyli w milczeniu na księżyc. Tak wysoko
wszystkie ich zmartwienia i problemy wydawały się takie małe i błahe, a
bliskość bezkresnego nieba dodawała otuchy.
–
Nie chciałem zaczynać tej rozmowy przy Ronie – zaczął cicho Potter – ale wiem,
że coś cię niepokoi. Nie nalegam, żebyś mi mówiła o co chodzi. Chcę tylko
powiedzieć, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Hermiona
spojrzała zaskoczona na bruneta, ale nic nie powiedziała. Przyglądała mu się
spokojnie, a później znowu zwróciła twarz ku gwiazdom. Delikatny wiatr
rozwiewał jej włosy.
–
Wiesz, Harry, nie jestem pewna czy naprawdę chcesz wiedzieć – przyznała
szatynka.
Miała
łagodne, przepraszające spojrzenie. Chłopak skinął głową jakby w geście
zrozumienia. Dziewczyna zaczęła zastanawiać się jak bardzo zmienił się jej
przyjaciel. Wszystkie ich przygody, wydarzenia wojny i widmo śmierci,
ukształtowały w Potterze coś na kształt spokoju. Potrafił wejść w ten stan
wewnętrznej zgody na otaczający go świat zupełnie bezwiednie i tak jak teraz,
po prostu przysiąść obok niej, by pić w ciszy gorącą czekoladę.
–
To pierwszy tak spokojny rok – szepnął Harry po dłuższej chwili.
Hermiona
uśmiechnęła się blado na gest zgody i objęła przyjaciela ramieniem. To pierwszy
rok, w którym nie muszą ratować Hogwartu albo świata czarodziejów. Mimo to
nieustępliwe myśli nachodziły Gryfonkę a każda z nich dotyczyła Malfoya.
✿
Najpierw poczuł ból w łopatce. Coś
intensywnie wbijało się w jego plecy. Otworzył sklejone snem oczy. Szpital.
Draco. Spojrzenie skierował na swoje lewe ramię, na którym spała Pansy.
Przewrócił oczami, ale nie zmienił pozycji. Przyglądał się jej czarnej
czuprynie i długim rzęsom. Zupełna cisza kuła go w uszy. Wokół nie było nikogo.
Narcyza zniknęła, na oparciu fotela pozostał tylko jej ciemny szal. Draco spał
spokojnie w kącie pomieszczenia a liczne magiczne maszyny dbały o jego zmęczone
ciało. Blaise usłyszał szum na korytarzu, ale nie chciał budzić przyjaciółki. Po
chwili otworzyły się drzwi, a do środka weszła pani Malfoy w towarzystwie
magomedyka. Przywitała go bladym uśmiechem i skierowała się do syna. Nagły ruch
w sali wybudził Parkinson, która spała niebywale lekkim snem. Jeszcze nie do
końca świadoma, rzuciła się w stronę łóżka Dracona. Chwilę później obok niej
stanął Zabini.
–
Stan pani syna jest stabilny. Najgorsze za nami – oznajmił rzeczowo mężczyzna w
kitlu.
W
pomieszczeniu dało się usłyszeć delikatne westchnięcie ulgi.
–
Kiedy się wybudzi? – spytała szybko Narcyza, chwytając ramię Malfoya.
– Najpóźniej
za kilka dni. Teraz wszystko zależy od chłopaka – przyznał magomedyk i opuścił
czarodziejów.
Zabini
przyglądał się zmartwionej kobiecie. Jej twarz, choć nadal atrakcyjna, była
zmęczona i blada. Widać było po niej wiele nieprzespanych nocy i ciągły stres.
Blaise nie pamiętał czy kiedykolwiek widział, aby kobieta była radosna, ale na
pewno nie widział jej w aż tak przykrym stanie. Była silna, wiele mogła
wytrzymać, ale w obliczu wypadku syna, jej wewnętrzna wytrzymałość nikła. Pansy
wyczuwając dziwną aurę w pomieszczeniu, wykręciła się wyjściem do bufetu. Kiedy
drzwi się za nią zamknęły wzrok Narcyzy skierował się na bruneta.
–
Draco jest niespokojny, narwany i za wszelką cenę chce dopaść ludzi swojego
ojca, ale po tobie spodziewałam się większej rozwagi – powiedziała sucho.
–
Próbowałem go zatrzymać, ale upór najwidoczniej odziedziczył po ojcu – wyznał
nie bez żalu.
–
Widzę i niepokoi mnie to. Blaise, musisz wiedzieć, że w pojedynkę nawet zdolny
czarodziej nie pokona tej bandy.
Jej
głos był ostry i nieznoszący sprzeciwu. Przysiadła w nogach szpitalnego łóżka,
łapiąc za zimną dłoń syna. Spojrzenie kobiety w zderzeniu z bezwładnym ciałem blondyna,
zelżało i na powrót wyrażało troskę.
–
Draco nie jest już sam. Ma mnie, Pansy i od niedawna Granger – oznajmił Zabini
trochę zmieszany wyjawieniem tej nowiny.
–
Tak, widziałam jak pięknie ją w to wmieszał – przyznała gorzko. – Szczególnie
rzucając na nią czarnomagiczną klątwę.
–
To była jedna z głupszych rzeczy jakie zrobił, ale najwidoczniej mu wybaczyła,
skoro próbowała mu pomóc.
–
Pomóc? Jakkolwiek uzdolniona jest panna Granger, nie zastąpi pomocy
magomedyków! Co to był za pomysł mieszać ją w bałagan mojego syna?
Jej
pytanie zawisło w powietrzu i przez długi czas nie doczekało się odpowiedzi.
Blaise kalkulował czy zdradzić jeszcze jeden sekret przyjaciela. Ciągłe
tajemnice Draco były dla niego ciężarem. Wyobrażał sobie nieraz jak nagle
prawda wychodzi na jaw, a on staje się
lekki, wolny od kłamstw. Rozkoszną wizję przerwał szum na korytarzu. Teraz
albo nigdy, uświadomił sobie brunet i nim zmienił zdanie, powiedział cicho:
–
Zrobiłem tylko to, o co poprosił Draco.
Narcyza
spojrzała na niego zaniepokojonym wzrokiem. Już miała coś powiedzieć, gdy do
pomieszczenia weszła Pansy niosąc parującej kubki. Stanęła na chwilę zmieszana,
nie wiedząc czy się wycofać, ale pochwyciła ciepłe spojrzenie pani Malfoy.
Podała jej gorący napój.
–
To herbata – poinformowała serdecznym tonem. – Trochę nas uspokoi.
Cała
trójka zasiadła i skierowała rozmowę na neutralne tory. Mimo to, Blaise miał
nieodparte wrażenie, że Narcyza próbuje wyczytać z jego twarzy więcej niżby
chciał.
✿
Draco wybudził się w środku nocy.
Otaczała go głęboka ciemność i przez chwilę martwił się, że stracił wzrok.
Dopiero po chwili zaczął dostrzegać zarysy kształtów. Podniósł się cicho na
łóżku, klnąc pod nosem. Ból w prawej ręce był nieznośny, mimo to próbował go
zignorować. Wytężył wzrok, ale nie zauważył nic, co przypominałoby jego
dormitorium. Dźwięk pikania zmotywował go do spojrzenia w bok. Opadł ciężko na
poduszki, zły, że trafił do szpitala.
Ranek był dla niego jeszcze
trudniejszy. Ból coraz silniej doskwierał, a wokół nie było żywej duszy.
Spróbował wstać, ale przywiązany do magicznej aparatury, nie potrafił się z
niej wyswobodzić. Zniecierpliwiony, obolały i zły czekał, aż ktoś do niego
przyjdzie. Pierwszą osobą okazała się pielęgniarka, która zdziwiona jego
prędkim przebudzeniem, podeszła szybkim krokiem.
–
Dzień dobry, widzę, że się pan przebudził – powiedziała życzliwie, przyglądając
się aparaturze i spisując wyniki na magiczny notes. – Powiadomię magomedyka i
zaraz ktoś się panem zajmie.
Malfoy
nic nie powiedział, choć był bliski błagania o jakiś przeciwbólowy eliksir. Nim
pielęgniarka wyszła, dodała:
–
Śniadania od 10!
Ciche
westchnięcie wydobyło się z klatki blondyna. Bezczynność dręczyła go i mimo
tępego bólu w ramieniu, wolał wrócić do zamku. Urywki wspomnień z wydarzeń
poprzedzających utratę przyjemności, zlewały się w jedno i nie dawały się
ułożyć w jedną, logiczną całość. Zamknął oczy, przypominając sobie utkwione w
nim spojrzenie Granger.
✿
Zaraz po przebudzeniu udał się do
szpitala, by spędzić czas w towarzystwie przyjaciela. Liczył, że niedługo się
przebudzi i będą mogli poważnie porozmawiać. Blaise domyślał się, że Draco nie
będzie zadowolony, gdy dowie się jak wiele z jego skrzętnie skrywanych tajemnic
wyszło na jaw. Brunet miał na swoje usprawiedliwienie tylko jedno – chęć
utrzymania Dracona przy życiu. Wątpił, żeby ten argument przemówił do jego
przyjaciela, ale nie miał wyjścia. W gruncie rzeczy nawet najgorsza kłótnia
była lepsza od straty tego upartego Ślizgona.
Blaise uchylił drzwi sali i zajrzał
do środka. Draco leżał na wznak ze wzrokiem utkwionym w sufit.
–
Malfoy, ty durny, uparty czarodzieju – krzyknął brunet, podchodząc do
przyjaciela.
Usiadł
obok niego z zawadiackim uśmiechem na ustach.
–
W co ty mnie wpakowałeś, Blaise? – spytał a jego ton głosu wyrażał przemożne
znużenie.
–
O nie, nie, nie. W co ty się sam wpakowałeś – poprawił go brunet. – Dużo cię
ominęło i od razu ostrzegam, nic z tego co ci powiem ci się nie spodoba.
Jakby
w geście pojednawczym uniósł obie ręce lekko do góry. Malfoy spojrzał na niego
beznamiętnie, ale przez dłuższy czas nic nie mówił.
–
Matka już suszyła mi dzisiaj głowę zanim przyszedłeś – wyznał. – Wydaję mi się,
że oberwałem za wszystko.
Blaise
nie wiedział jak rozumieć spojrzenie Ślizgona. Z jednej strony był zmęczony,
a z drugiej obrzydzony, zniechęcony?
–
To może mnie wypytaj. Zobaczymy czy mamy tę samą wersję wydarzeń – zachęcił go
Zabini.
–
Chcę wiedzieć tylko jedno. Jak szczegółową pogawędkę uciąłeś sobie z moją
matką?
–
Niezbyt szczegółową – przyznał szybko. – Większości sama się domyśliła.
Doskonale wie, że próbujesz dorwać ludzi ojca.
–
Ale o Granger nie wiedziała.
–
Oczywiście, że wiedziała. Przypominam ci, że sam chciałeś, żeby ci pomogła –
zabrzmiał stanowczo.
–
Co ty na, Merlina, wymyśliłeś Zabini? Jaki punkt planu uwzględniał w tym
wszystkim, cholerną Granger? – spytał rozdrażniony.
Brunet
spojrzał się na niego zdziwiony. Jeszcze raz przypomniał sobie wszystkie
wydarzenia tamtego dnia. Nic nie przekręcił, nie było mowy o pomyłce.
–
Draco, przysięgam na Salazara, że mnie o to poprosiłeś. Idź po Granger.
Tak powiedziałeś zanim całkowicie odpłynąłeś. Naprawdę tego nie pamiętasz czy
twój dumny umysł wyparł to zawstydzające wydarzenie?
Malfoy
spojrzał na niego na pół zły, na pół zawstydzony. Nie pamiętał zupełnie, by
chciał mieszać w to wszystko Hermionę. Szczególnie po tym jak rzucił w nią
klątwę. Podźwignął się na łóżku, łapiąc pytające spojrzenia przyjaciela.
–
Podaj mi pergamin zanim zleci się tutaj Pansy – rzucił krótko.
Sam
dziwił się, że to robi. Może to jego umysł jeszcze nie w pełni wybudził się ze
śpiączki, może jeszcze nie zaczął widzieć jak bardzo absurdalne i głupie jest
to co teraz robi, ale nie zawahał się ani na moment. W kompletnej ciszy zapisał
koślawymi literami krótką notkę. Liczył w duchu, że mimo paskudnego pisma,
Granger będzie w stanie to rozczytać. Ból w ręce go paraliżował, ale walcząc ze
sobą, podpisał list i podał go Zabiniemu.
–
Wyślij to do Granger – powiedział cicho. – I, na Merlina, przestań się tak na
mnie gapić!
~✿✿✿~
Witam Was w kolejnym rozdziale! Mam nadzieję, że umili Wam majówkę. Oczywiście tak jak poprzednio - zgłaszajcie mi wszelkie uwagi i zastrzeżenia. Jestem ciekawa Waszej opinii. Miłego dnia!~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Za każdy komentarz gorąco dziękuję ♥